wtorek, 23 kwietnia 2024

Co w kinach? Ten, którego imienia nie wolno wymawiać

 źródło: FB/Candyman

Nie macie pomysłu na wrześniowy wieczór? Nie wiecie na co wybrać się do kina? Oto nasza podpowiedź – Candyman. Przeczytajcie jaką recenzję wystawiła mu Katarzyna Borucka, filmoznawczyni z Opola.

Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać

Candyman (2021)
reż. Nia DaCosta
scen.: Jordan Peele, Win Rosenfeld, Nia DaCosta
wyst.: Yahya Abdul-Mateen II, Teyonah Parris, Nathan Stewart-Jarrett, Colman Domingo

Czarnoskóry artysta, Anthony McCoy (w tej roli: Yahya Abdul-Mateen II), szukając inspiracji, które pomogłyby mu stworzyć nową serię autorskich obrazów (i tym samym wyrwać się z marazmu oraz twórczego kryzysu) napotyka przypadkiem postać Candymana – tajemniczego monstrum, bohatera miejskiej legendy. Jego krwawa historia – powtarzana z pokolenia na pokolenie, silnie naznaczona bólem, głęboko zakorzenionym rasizmem, zdefiniowana przez zemstę i wbity w prawą dłoń wielki hak – powoli wkrada się, kawałek po kawałku, do życia mieszkańców Cabrini Green. Każdego, kto przed lustrem pięć razy wypowie jego imię, spotyka okrutny los.

Śmiało można powiedzieć, że od początku istnienia kina, to właśnie horror – jak żaden inny gatunek filmowy – posiada niezwykłą umiejętność by, oprócz wizualnie intensywnych, często groteskowych treści, nieść ze sobą równie wyraźnie i nieustępliwie metafory dla społecznych fobii, zmagań i ułomności. Inwazje kosmitów, ataki zombie, ugryzienia zmutowanych owadów, nieznane dotąd potwory; osłabione ciała i jątrzące się z nich rany, pojawiające się w ciemnych kątach zmory i duchy, to nie tyle realne zagrożenia i namacalne na co dzień groźby, co raczej pretekst do szerszej dyskusji o uprzedzeniach, terroryzmie,  chorobach, depresji czy godzeniu się ze śmiercią. Dla Nii DaCosty, Candyman jest okazją do poruszenia niegasnącego w Stachach i na świecie tematu rasizmu, który od zawsze – a w szczególności od czasu śmierci George’a Floyd’a – jest ładunkiem wybuchowym, którego lont podpalono już dawno temu.

Film amerykańskiej reżyserki umiejętnie korzysta z legendy Candymana, skrupulatnie buduje wokół jego postaci swoją narrację, mocno zarysowując wątek gentryfikacji czy niespełnionych, męskich ambicji. Oddala się jednak od pierwowzoru ukazując popełniane zbrodnie nieadekwatnie do wybranego przez siebie gatunku – morderstwa (nie licząc pierwszej zbrodni Candymana) odbywają się „za kulisami”, niemalże w ukryciu. Scena w szkolnej ubikacji – niosąca ze sobą ogromny filmowy potencjał – mogła spokojnie kontynuować krwawą rzeź rozpoczętą na początku filmu, jednak pozostawia widza z nieprzyjemnym poczuciem niedosytu.

Najnowszy Candyman, wizualnie dopracowany, sprawnie kontynuujący wątki filmu Bernarda Rose’a z 1992 roku, wybija się nieco, kiedy ma nas przestraszyć i zbudować odpowiednią atmosferę, choć robi to zdecydowanie za rzadko. Kuleje zaś mocno kiedy wchodzi w moralizatorskie tony, potykając się co chwilę o dosłowność tematu, ukazując tym samym brak zaufania reżyserki do swoich widzów. DaCosta korzysta z różnych elementów gatunku (zahaczajac momentami nawet o body-horror), jednak robi to właściwie tylko na chwilę. Zdaje się ona nie wierzyć, że umiejętnie odczytamy historię czarnoskórej społeczności oraz odrzuconej i traumatyzowanej jednostki. Usilnie, do samego końca przypomina nam, że jej Candyman to tak naprawdę CandyMEN – historie mężczyzn takich jak George Floyd, którzy niesprawiedliwie padli ofiarą amerykańskiego systemu i uprzedzeń, zagnieżdżonych w ludzkiej podświadomości.

Candyman jest filmem, który powstał, nie po to by straszyć morzem krwi i tajemniczą postacią w lustrze, ale by przypomnieć o konsekwencjach społecznego ostracyzmu. Tytułowa, mityczna postać z hakiem zamiast dłoni, ma być tylko filmowym odnośnikiem do kolejnych nazwisk przewijających się codziennie na łamach amerykańskich gazet. Nia DaCosta, z producencką pomocą Jordana Peele’a (autora Get Out i Us) pokusiła się o wiwisekcję współczesnej Ameryki. Nie siląc się na metafory czy subtelne alegorie – pokazała dobitnie, że kwestie rasizmu są głęboką raną, z której wciąż sączy się jad.

OCENA: 7/10

autor: KB

Facebook