środa, 24 kwietnia 2024

Ekranowe hity i kity okiem Katarzyny Boruckiej. „Poroże”

Tym razem Katarzyna Borucka ocenia horror Scotta Coopera „Poroże”, który został oparty na krótkim opowiadaniu Nicka Antosca „The Quiet Boy”.

Demony z lasu mieszkają w człowieku

Poroże (2021)
reż.: Scott Cooper
scen.: C. Henry Chaisson, Nick Antosca, Scott Cooper
wyst.: Keri Russell, Jesse Plemons, Jeremy T. Thomas, Graham Greene, Scott Haze

 

Małe miasteczko w stanie Oregon. Frank Weaver (Scott Haze) razem ze swoim znajomym prowadzi w opuszczonej kopalni prowizoryczne laboratorium metamfetaminy. Podczas kolejnego wypadu towarzyszy im syn Franka, Aiden (Saywer Jones), który pod nieobecność ojca zwiedza zniszczone pomieszczenia kopalni. Kiedy chłopak wraca do zaparkowanej ciężarówki, Frank i jego wspólnik zostają zaatakowani przez nieznane stworzenie. Zwabiony przerażającymi dźwiękami Aiden postanawia wejść do środka i sprawdzić co się stało. Niedługo po tych wydarzeniach miejscowa nauczycielka, Julia (Keri Russell) – mierząca się na co dzień z traumami z młodości – dostrzega, że jeden z jej uczniów, Lucas (starszy syn Franka Weavera), nie tylko rysuje w czasie lekcji mroczne postacie i zwierzęta, ale wykazuje wyraźne objawy nadużycia i przemocy domowej. Zaniepokojona postanawia przyjrzeć się bliżej chłopcu i jego rodzinie.

O filmie zrobiło się głośno już w 2018 roku, kiedy okazało się, że za produkcje odpowiedzialny będzie znany na całym świecie miłośnik horroru, reżyser Labiryntu FaunaKształtu wody, Guillermo del Torro. Scenariusz został oparty na krótkim opowiadaniu Nicka Antosca „The Quiet Boy” (dostępne w całości tutaj: https://www.guernicamag.com/the-quiet-boy/) i skupia się na życiu małego chłopca Lucasa oraz jego mrocznym, przerażającym sekrecie. W tle mamy motyw starodawnych mitów i legend rdzennej ludności Ameryki oraz najbardziej stamtąd znany, a najmniej wykorzystany w kinie temat Wendigo. W mitologii Indian to niezwykle niebezpieczne, ponad siedmiometrowe, masywne stworzenie. Wyposażone w ostre, długie pazury i kły oraz w nieopisaną szybkość i siłę, zamieszkuje amerykańskie i kanadyjskie lasy. Według wierzeń, wendigo to pewien osiągnięty stan psychiczny po odrzuceniu przez ukochaną osobę lub spotęgowane zaburzenie psychiczne (zawsze ukryte pod postacią potwora), prowadzące przez samotność, depresje i głód aż po granice człowieczeństwa – kanibalizm. Niezależnie od genezy, rezultat jest ten sam: stworzenie brutalnie atakuje ludzi i zjada ich mięso. Jest to jedna z tych historii, które możemy opowiadać przy wieczornym ognisku, jako nocny (i mocny) straszak przed snem.

Pierwsza połowa filmu to istny majstersztyk, groza najwyższej klasy; prawdziwy horror z krwi i kości – rozumiany dosłownie i w przenośni. To w stu procentach dobrej jakości kino gatunkowe, które trzyma w napięciu od początku do samego końca. R-e-w-e-l-a-c-y-j-n-i-e ukazany początek i wstęp do całej historii wyszedł twórcom doprawdy celująco. Wprowadzono widzów do małego, amerykańskiego miasteczka i do życia jednej z jego rodzin nieśpiesznie, świadomie korzystając z danego sobie czasu, koncentrując się na odpowiedniej ekspozycji. Mamy powolne, przemyślane kadrowanie i skrupulatne budowanie przygnębiającej, niepokojącej atmosfery. Poprzez szare, zamglone, przesiąknięte wręcz depresją krajobrazy małomiasteczkowych ulic, domków, otaczających ich dróg oraz lasów ukazano beznadzieję okolic w jakich przyszło żyć bohaterom, szczególnie tym najmłodszym. Każda niemal scena i praktycznie każdy kadr jest  ukierunkowany na perspektywę małego, przestraszonego chłopca. Dziecko, którego postrzeganie świata zdominowane zostało przez traumatyczne przeżycia, jest tu najlepszym nośnikiem wszelkich strachów, metafor i alegorii. Filmowy Lucas, bezbłędnie zagrany przez młodego Jeremy’ego T. Thomasa, jest najjaśniejszym punktem obrazu Coopera. To dziecięce objawienie i aktorski talent na miarę niezapomnianego Haleya Joela Osmenta w Szóstym Zmyśle M. Night Shyamalana.

Poroże Scotta Coopera sprawdza się jako klimatyczny, minimalistyczny arthouse’owy film, ale też jako klasyczny monster movie czy typowy body horror. Makabryczne i groteskowe wręcz ujęcia Wendigo, krwi czy rozkładających się zwłok – jakkolwiek niedorzecznie to zabrzmi – ukazano w niezwykle piękny, doskonały niemal sposób. Kolorystyka i oświetlenie wspaniale ze sobą współgrają, przemyślane kadrowanie połączone z efektami dźwiękowymi przypomina, że językiem filmu można przedstawić śmierć wielopoziomowo, tak samo odpychająco, jak pociągająco. Sam potwór, sławne Wendigo, to po prostu świetne efekty specjalne. Twórcy filmu postanowili pójść drogą Szczęk czy Obcego i nie ukazywać potwora zbyt często, decydując, że każde pojawienie się monstrum dawkowane będzie aż do jego pełnego odkrycia.

Kiedy film Coopera porusza społeczne tematy takie jak przemoc domowa, walka z uzależnieniem, bezrobocie i związany z tym brak perspektyw, skrupulatnie zbudowany klimat zaczyna się rozmywać. Najwięcej rozczarowania przynosi, gdy skupia się na doświadczeniach i traumach miejscowej nauczycielki – to najsłabsza część filmu, niewiele wnosząca do głównej historii. Nie potrzeba kolejnej, doświadczonej przez życie jednostki, by zrozumieć drugą lub uwydatnić jej problemy. Innymi słowy – historia Lucasa wybrzmiewa wyraźnie bez dodatkowych odniesień. Zadziwiające jest również to, że Poroże popełnia podstawowy błąd wielu innych filmów. Chociaż historia w głównej mierze opiera się na wierzeniach rdzennych mieszkańców Ameryki, to w fabule pojawia się tylko jeden (!) ich przedstawiciel i właściwie tylko po to, by wyjaśnić bohaterom oraz nam, widzom, z czym mamy do czynienia i co będzie dalej. Ten powielany wielokrotnie scenariuszowy i narracyjny schemat powinien dawno przeminąć.

Gdyby nie te pojedyncze wady i niedociągnięcia, to film Scotta Coopera byłby filmem idealnym, zasługującym niezaprzeczalnie na miano nowego klasyka gatunku.

Ocena Kasi: 7/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook