piątek, 19 kwietnia 2024

Wiele hałasu o nic

W kinach możecie już obejrzeć najnowszy film Olivi Wilde „Nie martw się, kochanie”, który choć box office wypada całkiem nieźle, zbiera baty od krytyków. Przeczytajcie naszą recenzje, by dowiedzieć się gdzie leży tego przyczyna.

Nie martw się, kochanie (2022)
reż.: Olivia Wilde
scen.: Katie Silberman
wyst.: Florence Pugh, Olivia Wilde, Harry Styles, Gemma Chan, Chris Pine, KiKi Layne

Alice (Florence Pugh) i Jack (Harry Styles) to młode, szczęśliwe małżeństwo, które swoje najlepsze lata spędza w mieście fabrycznym zakładu przemysłowego „Project Victoria”, gdzie wiedzie im się całkiem przyzwoicie – piękna sceneria amerykańskich przedmieść lat 50. wspaniale współgra z kalifornijskim, ciepłym słońcem, eleganckimi chevroletami i ich sąsiedzką, lokalną śmietanką towarzyską, z którą namiętnie spędzają wolne wieczory. Wystawne, pełne rozrywki przyjęcia,  kolorowe drinki, piękne sukienki i piękne, szczęśliwe żony, a w tle wspaniali, przystojni mężowie, którzy codziennie, ciężko pracują na ich zachcianki, komfort i luksus – utopijna wersja życia trwa w najlepsze. Status quo zostaje zachwiane, kiedy Alice staje się świadkiem niepokojącego zdarzenia, w którym uczestniczy jedna z mieszkanek miasta – młoda kobieta zaczyna podejrzewać, że nie wszystko, co dzieje się wokół jest dla niej dobre, prawdziwe i słuszne. Na bezchmurnym do tej pory niebie, zaczęły pojawiać się ciemne chmury.

https://www.youtube.com/watch?v=uLUj661wN70 Nie martw się, kochanie - Oficjalny zwiastun #1 PL

Całkiem możliwe, że słyszeliście już o tym filmie nie raz, nie dwa i że zwrócił na siebie waszą uwagę dzięki najgłośniejszej, poza ekranowej aferze filmowej ostatnich miesięcy. Internetowe dochodzenia kto z obsady krzywo na siebie spojrzał na czerwonym dywanie, kto oszukał, kto skłamał, a kto opluł (sic!) podczas pokazu premierowego oraz obszerne artykuły mówiące o złej energii na planie Nie martw się, kochanie nie przyniosły tak naprawdę ostatecznie „złej prasy” opisywanemu tytułowi, bo – jak się za chwilkę przekonacie – najnowszy film Olivii Wilde zrobił to sobie sam.

Zaczynając od nielicznych plusów, należy zaznaczyć, że Florence Pugh jako Alice jest w filmie fantastyczna i kradnie każdą scenę, każdą jego minutę. Nie spodziewałam się po niej  jakiegokolwiek obniżenia lotów, bo jest niezwykle utalentowana, jednak aktorka zaskakująco dzielnie dźwiga na swych barkach praktycznie cały film i swoim występem stara się maskować wszelkie jego scenariuszowe niedostatki. Pugh jest sercem tego filmu, jego największym filarem,  sam film zaś wygląda olśniewająco i jego wizualny aspekt jest ucztą dla oczu, malowniczą wręcz uciechą, która mogłaby trwać bez końca; piękne domy i ich wnętrza urzekają, starannie przygotowane przyjęcia i posiłki prowokują ukłucie zazdrości w środku – filmowa Victoria jest miastem, które celnie uderza w nasze poczucie estetyki i nostalgii, a dobrana specjalnie do filmu muzyka jedynie potęguje to wrażenie. Niestety, nim odpłyniemy wszyscy w zachwycie, w tym miejscu muszę zakończyć wyliczanie zalet Nie martw się, kochanie i przejść do drugiej, niewdzięcznej części tekstu.

Olivia Wilde postanowiła opowiedzieć o społecznych opresjach i ostracyzmie, męskich obawach i potrzebie kontroli, kobiecej uległości i represyjnym systemie w konwencji – jakżeby inaczej – amerykańskiej idylli lat 50. XX wieku, nie siląc się jednak na głębszą analizę i komentarz. Nie martw się, kochanie w założeniu swoich twórców miało być odważnym głosem w dyskusji o rolach i dominacji płci, ekscytującym thrillerem, który otworzy oczy wielu widzom, który dzięki swojej fabule odkryje pewne prawdy; za pomocą amerykańskich gospodyń domowych oraz ich ograniczonej egzystencji – jedynie z pozoru lekkiej, łatwej i przyjemnej – pozwolić miał na świeże i dogłębne spojrzenie, jednak koniec końców okazał się mało oryginalny i nie dorósł do postawionego sobie zadania. Więcej: film Olivii Wilde z całą swoją konwencją i zamiarami jest opóźniony o jakieś 20 lat – mamy za sobą przecież o niebo lepsze tytuły by wymienić kilka: Żony ze Stepford (1975, 2004), siedem wspaniałych sezonów Mad Men (2007), Daleko od nieba (2002) czy segment w Godzinach (2002). Odnieść można wrażenie, że reżyserka kręcąc Nie martw się, kochanie była świeżo po lekturze Mistyki kobiecości Betty Friedan i nie zrozumiała z niej zbyt wiele; film jest zbyt dosłowny i nie sili się na ciekawe czy inteligentne metafory, jest w swojej strukturze naiwny i przewidywalny – wystarczy obejrzeć pierwsze 10 minut, by odgadnąć jak się zakończy. Nawet w ramach gatunku nie spełnia oczekiwań – nie potrafi zbudować klimatu i napięcia, nagły plot twist przyjmujemy ze wzruszeniem ramion. Drugi pełnometrażowy tytuł w filmografii Wilde jest mdły – korzysta bezczelnie z estetyki lat 50. nie mając ciekawego pomysłu na jej poprowadzenie.

https://www.youtube.com/watch?v=Ftbibz6PNGY Nie martw się, kochanie - Oficjalny zwiastun #2 PL

Nie martw się, kochanie bez rewelacyjnej, kobiecej roli w postaci Alice granej przez Florence Pugh, przegrałby z kretesem. Partnerujący jej Harry Styles jest tutaj po prostu słaby – na pierwszy rzut oka widać brak jego filmowego doświadczenia i obycia, brak aktorskiego talentu i konsekwencji w budowaniu roli. Sceny bardziej dramatyczne w jego wykonaniu są zwyczajnie śmieszne i słusznie lądują jako memy w niemal każdej części internetu, zaś niezgrabny akcent, którym usilnie się posługuje w ramach roli, nie pomaga w niczym. Styles jest świetnym wokalistą i utalentowanym muzykiem, ale póki co, aktor z niego żaden – przy Pugh czy reszcie obsady wypada niczym zwykły amator. Dramatycznie niewykorzystani zaś są Gemma Chan i Chris Pine, a w szczególności ten ostatni – jego wspólna scena kolacji z filmową Alice jest najlepszym i najciekawszym punktem w Nie martw się, kochanie.

            Oczywiście fakt, że film z kobiecej perspektywy o kobiecych perspektywach miał szansę ukazać się w ramach dużej, hollywoodzkiej produkcji bardzo cieszy, a jego wynik w box office może być szansą i nadzieją dla innych reżyserek, jednak dla mnie jest zmarnowaną okazją. Gdyby Nie martw się, kochanie powstał 20 lat temu, byłby zapewne filmem dobrym, jednak dziś ten zachwycająco piękny film, jest bez wątpienia wtórny i nudny.

 

Ocena: 5,5/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook