Patroni opolskich ulic. Jerzy i Ryszard Kowalczykowie
W naszym kolejnym artykule przyglądamy się dwóm braciom znanym z bardzo odważnego i kontrowersyjnego czynu. Droga pod ich patronatem znajduje się na Nowej Wsi Królewskiej.
Wielu starszych mieszkańców naszego miasta na pewno pamięta, gdy chwilę po północy 6 października 1971 roku rozległ się wielki huk. Została wtedy wysadzona w powietrze aula Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Dokonał tego Jerzy Kowalczyk. Wokół tej sprawy narosło wiele mitów i półprawd, które spróbujemy wyjaśnić.
Pierwszą sprawą jest udział w akcji Ryszarda Kowalczyka. Urodził się 20 lutego 1937 roku w Rząśniku. W przeciwieństwie do młodszego brata ukończył szkołę średnią, studia oraz zrobił doktorat z fizyki. Prowadził stabilne życie. Pracował w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Był kochającym mężem i ojcem. Podobno nie był przekonany do planu swojego brata, wręcz odciągał go od jego realizacji. Jego współudział ograniczył się do pomocy przy obliczeniu odpowiedniej ilości trotylu potrzebnego do wybuchu oraz wsparcia przy skonstruowaniu zapalnika i jego opóźnienia. To Jerzy samodzielnie znalazł miejsce, gdzie ulokował ładunki oraz sam je zdetonował.
W ten sposób dotarliśmy do kolejnej kwestii, wokół której krąży wiele mitów. Jest to właśnie sprawa ładunków. W lasach otaczających rodzinny Rząśnik Jerzy znalazł kilka powojennych niewypałów już w latach 60. Przeniósł je i zakopał w bezpiecznym miejscu. Gdy pod koniec lat 60. podjął decyzję o wysadzeniu ważnego dla komunistów budynku w Opolu, samodzielnie otworzył bomby i pozyskał z nich ładunek wybuchowy. Następnie przewiózł go pociągiem w workach do Opola. Trotyl schował w piwnicy brata, w której mieszkał. Następnie przepalił go i uformował w bryły, by łatwiej było go przenieść i zdetonować. W tym czasie Ryszard wyprowadził się z starego mieszkania i przeniósł się na ulice Oleską. Tam też w wolnym pokoju zamieszkał Jerzy i w piwnicy ponownie schował ładunki. Już kilka miesięcy, a nie dni (jak często jest to dziś przedstawiane) przed wybuchem umieścił bomby pod aulą WSP. Jednak nie ona była jego pierwszym celem. Pierwszym pomysłem miało być wysadzenie wojewódzkiej siedziby PZPR. Nie doszło do tego z powodów logistycznych. Potajemne ulokowanie tam bomb było praktycznie niemożliwe.
Po umieszczeniu bomb pod aulą WSP rozpoczął się okres niecierpliwego oczekiwania na detonację. Jerzy brał pod uwagę kilka terminów. Jednak za każdym razem zmieniał plany. Kolejny mit dotyczy właśnie okoliczności związanych z dniem detonacji. Do dziś często powtarzane jest, że 6 października miała się w auli odbyć uroczysta gala z okazji święta milicji obywatelskiej. Wiele jednak wskazuje na to, że to zwykła plotka. Stoi za tym szereg argumentów. Po pierwsze w faksie wysłanym do Komendy Główniej MO, rankiem po wybuchu, ani słowem nie wspomniano o tym, że planowane były tam obchody. Mowa była jedynie o uroczystej inauguracji roku akademickiego, która miała się odbyć kilka dni później. Dodatkowo wieczorem i wczesną nocą 5 października w auli odbywała się próba uczelnianego teatrzyku. Gdyby następnego dnia miała się tam odbyć gala – nie było by to możliwe ze względów bezpieczeństwa.
Jerzy jednak bardzo chciał wierzyć, że uroczystości się odbędą, więc chwilę przed północą opuścił mieszkanie brata i skierował się w stronę Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Tam, zasłaniając twarz własnej konstrukcji maską filtrującą powietrze, przedarł się przez ciasne tunele pod aulą, zamontował zapalnik i zdetonował ładunki. Oczywiście zadbał o opóźnienie sygnału i zdążył bezpiecznie wydostać się na zewnątrz. Dokładnie 40 minut po północy nastąpił wybuch. Nie było żadnych ofiar śmiertelnych. Straty zostały wycenione na 4 miliony ówczesnych złotych.
Kowalczykowie zostali ujęci po kilku miesiącach poszlakowego śledztwa. Podczas działań przesłuchano ponad 600 osób. W trakcie śledztwa doszło do groteskowej sytuacji, gdy Komenda Główna MO zorganizowała nietypową prowokację. Dwóch agentów jeździło po Opolu w wyprodukowanym na zachodzie samochodzie z niemieckimi tablicami rejestracyjnymi i udawali amerykańskich dziennikarzy, którzy pisali artykuł o wysadzeniu auli. Nie tylko nie dowiedzieli się niczego co pomogłoby w śledztwie, a jeszcze lokalna MO otrzymała naganę, że nie dowiedziała się o dwójce obcokrajowców, którzy węszą w sprawie auli.
W bardzo krótkim procesie bracia zostali skazani. Jerzy na karę śmierci, a Ryszard na 25 lat pozbawienia wolności. Kara Jerzego została po licznych protestach złagodzona również do 25 lat. Ryszard Kowalczyk został ułaskawiony w sierpniu 1983 i opuścił wówczas więzienie. Karę pozbawienia wolności zawieszono mu na okres pięciu lat próby. Zmuszony był także spłacać odszkodowania cywilne, co czynił z pomocą finansową kurii opolskiej. Jerzy Kowalczyk opuścił więzienie w kwietniu 1985 i powrócił do Rząśnika, gdzie mieszka do dziś.
Należy pamiętać, że czyn braci Kowalczyków nie był aktem terroru. Celem Jerzego nie było skrzywdzenie ludzi, a zaprezentowanie swojego sprzeciwu wobec władzy komunistycznej i pokazanie innym, że opór wobec opresyjnego rządu ma sens.
autor: JZ
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji