piątek, 22 listopada 2024

Film o wampirach… który kompletnie ssie. „Morbius”

W kinach gości długo wyczekiwany Morbius, jednak według naszej filmoznawczyni, najnowszy film z Jaredem Leto, należy omijać szerokim łukiem – sprawdźcie jej recenzję i przekonajcie się sami. 🙂

Morbius (2022)
reż.: Daniel Espinosa
scen.: Matt Sazama, Burk Sharpless,
wyst.: Jared Leto, Matt Smith, Adria Arjona, Jarred Harris, Tyrese Gibson, Al Madrigal

Grecja. 10-letni, nieuleczalnie chory Michael Morbius, który przebywa w specjalistycznej klinice, obserwuje jak w jej progach, zjawia się kolejny pacjent – wyraźnie osłabiony Lucian, z którym dość szybko tworzy bliską, przyjacielską relację. Dostrzega on w nowo poznanym przybyszu – od teraz ochrzczonym imieniem Milo –  potencjał na bratnią duszę; wszak łączy ich  z powodu choroby, podobnie, czarno malująca się przyszłość. Nie mija więc chwila, kiedy obydwaj nawiązują silną więź, miną jednak lata nim obietnica wynalezienia dla nich leku zostanie spełniona. Mentor i opiekun chłopców, dyrektor placówki, Nicolas (Jared Harris) dostrzega zdolności Michaela i jego umysłową sprawność górującą  nad fizycznymi ułomnościami, pełen nadziei posyła go więc do nowojorskiej szkoły medycznej, by ten mógł kształcić się u najlepszych i pewnego dnia pokonać rzadką chorobę, na którą cierpi.

Po ponad dwudziestu latach Michael Morbius (beznadziejnie przeciętny Jared Leto) z chłopca o sinych, smutnych oczach, staje się mężczyzną, inteligentnym doktorem, nieco cynicznym i tajemniczym, którego całe życie skupiło się na poszukiwaniach upragnionego lekarstwa. Jego odkrycie – syntetyczna, niebieska krew, która pod wieloma względami jest w stanie zastąpić prawdziwą – nie rozwiązała jednak problemu jego choroby, ani nie zadowoliła jego ambicji. Pełen zwątpienia, irytacji i zniecierpliwienia, po wielu próbach i porażkach, postanawia przeprowadzić eksperyment na sobie i połączyć, z pomocą zaufanej doktor Martine Banctofrt (nijaka Adria Arjona), swoje geny z genami nietoperzy. Efekt przerasta wszelkie oczekiwania – Michael Morbius staje się wampirem: niesamowicie szybkim, silnym i zwinnym, z umiejętnością echolokacji. By jednak choroba nie wróciła ze zdwojoną siłą, musi od teraz posilać się krwią – najlepiej ludzką.

Powiem szczerze, że nie mogę ukryć zazdrości wobec młodych ludzi, którzy swoją przygodę z filmami superbohaterskimi zaczynają na poziomie nowych części Spidermana czy gdzieś między Zimowym Żołnierzem, a niech będzie – Ant-manem. Wysoka jakość – scenariuszowa, castingowa, techniczna (czy właściwie jakakolwiek inna) oraz nieograniczona ilość rozrywki, jaka stoi za praktycznie każdym, marvelowskim tytułem, jest istotnie godna pozazdroszczenia i nie do podrobienia. Seans najnowszego Morbiusa przypomniał mi, że tyle szczęścia nie miało moje pokolenie, które we wczesnych latach dwutysięcznych otrzymywało raz na jakiś czas filmowo-komiksowe potworki, pełne utartych klisz, kiepskich efektów specjalnych i przypadkowych producencko-reżyserskich decyzji. Gen-Z – jeśli chcecie wiedzieć, jak kiedyś wyglądały filmy superbohaterskie, jeszcze przed kulturową dominacją Marvela, nie musicie sięgać po Daredevila (2003), Hulka (2003) czy Fantastyczną Czwórkę (2005) – możecie spokojnie pójść do kina na najnowszego Morbiusa i przekonać się o tym na własnej skórze, ponieważ twórcom udało się cofnąć w czasie i przywrócić na ekrany kin tą samą bylejakość, tandetę i beznadzieje.

Morbius - zobacz nowy zwiastun!

Nie wiem nawet sama od czego zacząć tyradę: leży tu i kwiczy praktycznie wszystko. Puste, recytowane beznamiętnie dialogi wypełniają kiepski i rażąco głupi scenariusz, w którym sceny akcji czy wszelkiej konfrontacji, nie wywołują żadnych, dosłownie żadnych emocji i nie prowadzą do ciekawych czy dobrych rozwiązań. Efekty specjalne są słabe, naprawdę mało widowiskowe i całkiem możliwe, że zestarzały się już po moim wyjściu z kina. Praktycznie każdej z postaci brakuje solidnego, mięsistego backstory, tych paru scen, kilku-kilkunastu minut wprowadzenia, żebyśmy mogli chociaż przez chwilę przejąć się losem kogokolwiek. Zresztą, właściwie wszystkim postaciom brakuje chemii i napięcia, myślę, że więcej poruszenia wywołuje stawianie wieży z klocków Jengi, niż obserwowanie tych pożal-się-Boże interakcji. Nawet historia choroby tytułowego bohatera i jego przyjaciela jest tak żałośnie banalna i okrutnie spłycona, że nie można oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już to widzieliśmy. Ton filmu – przy tak przeciętnym jego wykonaniu –  jest zbyt poważny, jego montaż trąci amatorszczyzną, tempo w nim utrzymane jest niekonsekwentne i nieprzemyślane. Twórcy, zamiast zdecydować się np. na konwencję horroru i kina grozy, która byłaby tutaj najlepszym rozwiązaniem, uciekają przed jakąkolwiek odpowiedzialnością, zapominając, że mają faktyczną moc sprawczą.

Chciałoby się powiedzieć, że Morbiusa ratuje jedynie jego obsada, jednak i to nie do końca będzie prawdą – z całej listy płac tylko dwa nazwiska nie ugięły się pod karygodnie niskim poziomem filmu. Genialny Jared Harris poświęcił swój cenny czas i talent na ten bezbarwny i nijaki tytuł, grana przez niego postać jest kompletnie niewykorzystana, w efekcie czego jest on po prostu zmarnowaną okazją i potencjałem, zaś Matt Smith całkiem zręcznie gra czarny charakter, ukazując na ekranie szereg emocji i wewnętrznych konfliktów, czego zdecydowanie nie robi pierwszoplanowy, powołany do tego Jared Leto. Zdaje się, że ten ostatni korzysta ze szkoły aktorskiej przez którą prowadzą dwie ścieżki – szarżowania, przedobrzenia i odlotu w dziwne rejony oraz kompletnego pozbycia się wszelkich emocji i utrzymania roli w dziwnej stagnacji. Niezależnie, w którą stronę Leto zmierza – rezultat jest tak samo rozczarowujący.

Morbius to nie jest blockbusterowy akcyjniak ani superbohaterski przełom; to też żadna rozrywka ani frajda. To kiepska, do bólu przeciętna, klasyczna zapchaj-dziura, którą najlepiej obejrzeć za parę lat na Polsacie, do niedzielnego kotleta.

Ocena Kasi: 4/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook