Wzywam Kate Bush! „Stranger Things” – Sprawdź recenzję serialu, który może być propozycją na weekend!
„Serial Stranger Things nie był tak dobry od momentu swojego debiutu w 2016 roku – powiedzmy więc to głośno i otwórzmy szampana. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć najnowszego, czwartego sezonu, koniecznie to nadróbcie, a jeśli chcieliście przed tym wesprzeć się recenzją, uprzedzam – zawiera spoilery.” – czytamy w recenzji Kasi. Jeżeli jeszcze nie widzieliście czwartego sezonu, to sprawdźcie, czy warto, a jeżeli już go skończyliście, to koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami!
Stranger Things (2022)
prod.: Duffer Brothers
scen.: Duffer Brothers
wyst.: Winona Ryder, Millie Bobby Brown, David Harbour, Finn Wolfhard, Gaten Matarazzo, Caleb McLaughlin, Natalia Dyer, Charlie Heaton, Noah Schnapp, Sadie Sink, Joe Keery, Maya Hawke
Rok po wydarzeniach z ostatniego sezonu, Eleven (Millie Bobby Brown) – pozbawiona kompletnie swoich telepatycznych mocy, bez wsparcia Hoopera (David Harbour), nie jest w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W kalifornijskiej szkole pełnej chamskich dzieciaków, w związku z Mike’m (Finn Wolfard) na dość sporą odległość, bez społecznych umiejętności zdobycia nowych koleżanek i kolegów oraz bez wszystkich bliskich przyjaciół wokół, wydaje się być skazana na samotność i niezrozumienie. Nawet obecność Joyce (Winona Ryder) czy Willa (Noah Schnapp) nie pomaga jej w przeżyciu codzienności – naiwna, niepewna i zagubiona nastolatka męczy się każdego dnia.
W tym samym czasie Hooper przebywa w radzieckim więzieniu, gdzie – wiedząc, że jego dni są policzone – szykuje się do ucieczki, z pomocą jednego ze strażników, zaś w Hawkins, pozostała część ekipy, z Dustinem (Gaten Matarazzo) czy Steve’m (Joey Keery) na czele, musi mierzyć się z serią niewyjaśnionych, tajemniczych i makabrycznych śmierci, po których jedynym śladem są przerażająco zdewastowane ciała, a które kompletnie burzą spokój, jaki z trudem udało się przywrócić w mieście. Wszystkie te wątki – rozwijające się symultanicznie – prowadzą powoli, scena po scenie, do rozwiązania zagadki morderstw i uzyskania odpowiedzi na część pytań, które pojawiły się, gdy przekroczyliśmy razem z mieszkańcami Hawkins „drugą stronę” (upside down).
Serial Stranger Things nie był tak dobry od momentu swojego debiutu w 2016 roku – powiedzmy więc to głośno i otwórzmy szampana. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć najnowszego, czwartego sezonu, koniecznie to nadróbcie, a jeśli chcieliście przed tym wesprzeć się recenzją, uprzedzam – zawiera spoilery.
Ten sezon jest kolejnym, świetnym rozdziałem w paranormalnej, tajemniczej historii amerykańskiego miasta Hawkins, która od samego powstania wydaje się być najwspanialszym urzeczywistnieniem namiętnych wyobrażeń milionów widzów, o tym, co by było, gdyby Stephen King i Steven Spielberg poszli na kawę i opowiedzieli sobie o swoich marzeniach i koszmarach. Tym razem jednak twórcy serialu, bracia Duffer, zamiast całą swoją siłę i energię poświęcić na kolejną, nostalgiczną podróż w głąb lat 80. XX wieku, postanowili skupić się na opowiadanej historii, urozmaiceniu jej i wzmocnieniu poprzez sprawną i barwną wielowątkowość oraz rozwój wielu napisanych przez siebie postaci i umieszczeniu ich w różnych lokacjach. Dzięki temu zdecydowaną większość poruszonej problematyki nawet tej nasączonej typowo młodzieżowymi dramatami (gnębienie El w szkole, wewnętrzne rozterki Willa, których natura wciąż podlega w sieci żywej dyskusji, aż w końcu usilna chęć Lucasa do przynależenia do grupy popularnych dzieciaków) – przyjmujemy z pocałowaniem ręki.
Nie stoją one co prawda w centrum wszystkich motywacji, ale stanowią kluczową rolę w budowaniu charakterów i kształtów każdej z postaci, oraz imponująco napędzają żywotność scenariusza. Jak zawsze zresztą, licealne problemy płynnie przechodzą w głębsze tematy i lądujemy w próbach radzenia sobie z żałobą, gniewem i wyrzutami sumienia, a także w konieczności akceptacji codzienności, swoich emocji oraz potrzeb, a wszystko to w wykonaniu zadziwiająco dojrzałej Max (rewelacyjna w tym sezonie Sadie Sink). Jej podróż od zbuntowanego dzieciaka do rzeczowej, wrażliwej i życiowo doświadczonej nastolatki robi niesamowite wrażenie, a wieńczy ją jedna z najlepszych, najbardziej intensywnych i satysfakcjonujących scen w całym serialu (a może i w historii telewizji?), która do świata żywych przywróciła nie tylko młodą Max Mayfield, ale także najwspanialszą Kate Bush.
Bardzo dobrym rozwiązaniem było podzielenie przez twórców wszystkich bohaterów na mniejsze ekipy, bo uwidoczniło to wiele ważnych fabularnych aspektów: Steve Harrington jest niezmiennie dobrem narodowym, które należy chronić przed każdym złem i jego śmierć skutkowałaby zbiorowym załamaniem nerwowym, zaś Jonathan Byers (Charlie Heaton) mógłby jak dla mnie spokojnie pożegnać się z serialem, bo w tym sezonie robił głównie za kierowcę, a więcej emocji wzbudzał jego wiecznie zjarany kumpel, Argyle (Eduardo Franco). Podobnie zaś z wkurzającym Mike’m i stojącym z boku Will’em – cała ta grupa, która dopiero na sam koniec swojej podróży przestaje nudzić i nabiera lekkiego rozpędu, w pewnym momencie zaczyna być uciążliwym przerywnikiem między tym, co w historii Hawkins kręci i podnieca nas najbardziej. Szalenie dobra jest decyzja o połączeniu w przygodową parę, chociaż na chwilę, Nancy i Robin (Natalia Dyer i cudowna Maya Hawke), ponieważ odświeża to formułę siostrzeństwa/kumpelstwa, której doświadczyliśmy w sezonie 3 przy relacji El i Max.
Zresztą, kolejna racja leży po stronie twórców, kiedy w jednej ze scen dają Nancy spluwę w stylu DIY, by mogła stać się, niczym Linda Hamilton w Terminatorze 2 albo Elen Ripley w Obcym, największym, kobiecym kick-ass’em (oczywiście zaraz po El). Ryzykownym, ale jakże opłacalnym posunięciem, było przeniesienie części akcji i ekipy do Związku Radzieckiego. Nikt z nas o tym nie pomyślał, ale – mając wciąż w głowie epicką walkę Hoopera z Demogorgonem – jestem pewna, że każdy potrzebował. Z sercem pełnym goryczy wspominam o cudownym Eddiem Munsonie (Joseph Quinn), bo jako zupełnie nowa postać, zyskał ogrom niezaprzeczalnej sympatii ogółu i sprzedał nam świetną historię. Nosił w sobie ogromny potencjał na rozwój i potencjalne wewnętrzne zmiany, jednak po epickiej scenie na dachu z gitarą w ręku (dzięki której Gen Z odkryje tym razem Metallicę) otrzymał niesprawiedliwie śmierć i sztampowe wręcz pożegnanie.
Na temat najnowszego sezonu Stranger Things można by napisać jeszcze naprawdę wiele – doceniając m.in. konsekwencje i skrupulatność w finale czy jego główny, przerażający na wskroś (zarówno na poziomie scenariusza, jak i efektów specjalnych) czarny charakter oraz wspaniałe, filmowe zapożyczenia i nawiązania do fetyszyzowanych przez braci Duffer lat 80. Czego jednak by nie powiedzieć, jak nie podsumować i określić, amerykański serial rewelacyjnym, czwartym sezonem umocnił niezaprzeczalnie swoją pozycję w panteonie najlepszych produkcji telewizyjnych oraz na zawsze wpisał się do świata popkultury.
Ocena Kasi: 9,5/10
autor: Katarzyna Borucka
O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji