poniedziałek, 25 listopada 2024

Pocztówka z kosmosu. „Asteroid City (2023)”

 fot. gamereactor.pl

Asteroid City to położone pośrodku pustyni, otoczone paroma kaktusami malutkie miasto, liczące 87 mieszkańców. Jedyną i zarazem jego główną atrakcją jest wielki krater – ślad po meteorycie, który spadł w tym miejscu miliony lat temu, a który stanowi powód do rokrocznych zjazdów miłośników astronomii i inni zainteresowanych, w ramach „Asteroid Day”.

Asteroid City (2023)
reż.: Wes Anderson
scen.: Wes Anderson
wyst.: Jason Schwartzman, Scarlett Johansson, Tom Hanks, Jeffrey Wright, Tilda Swinton, Bryan Cranston, Edward Norton, Adrien Brody, Liev Schreiber, Hope Davis, Stephen Park, Rupert Friend, Maya Hawke, Steve Carell, Matt Dillon, Hong Chau, Willem Dafoe, Margot Robbie, Tony Revolori, Jake Ryan, Jeff Goldblum

Asteroid City to położone pośrodku pustyni, otoczone paroma kaktusami malutkie miasto, liczące 87 mieszkańców. Jedyną i zarazem jego główną atrakcją jest wielki krater – ślad po meteorycie, który spadł w tym miejscu miliony lat temu, a który stanowi powód do rokrocznych zjazdów miłośników astronomii i inni zainteresowanych, w ramach „Asteroid Day” i konkursu dla młodych, zdolnych naukowców. Pojawia się tam fotograf wojenny, Augie (Jason Shwartzman) wraz ze swoimi trzema, małymi córkami i synem, telewizyjna aktorka Midge Cambell (Scarlett Johansson) i jej córka Dinah, młoda nauczycielka (Maya Hawke) z wycieczką szkolną oraz szereg innych osobowości. Wszyscy oni doświadczą różnych emocji i przeżyć, kiedy okaże się, że wręczenie nagrody zwycięscy konkursu będzie nieporównywalne z tym, co zobaczą tej samej nocy na ciemnym niebie.

fot. gamereactor.pl

Wesa Andersona nie trzeba raczej nikomu przedstawiać – jeśli nie znacie jego poprzednich filmów (takich jak Rushmore, Kochankowie z księżyca czy Grand Budapest Hotel) to z pewnością możecie kojarzyć stworzony za pomocą AI zwiastun Gwiezdnych Wojen, który ma w pełni ukazywać autorski styl reżysera i pokazać nam docelowo „co by było, gdyby”. The Galactic Menagerie liczy obecnie 2,7 mln wyświetleń na Youtube i jego popularność oraz komentarze pod nim świadczą o kilku rzeczach: nic i nikt nie uchroni się przed mocą i zasięgiem sztucznej inteligencji, obecna seria Star Wars wymaga odświeżenia na naprawdę wielu poziomach oraz, że wizualny aspekt filmów Andersona jest zbyt piękny i kuszący, by przejść obok niego obojętnie, choć – o czym za chwilę – powoli może tracić na swym uroku.

Przyciągająca wzrok symetria, zachowana w precyzyjnych, scentralizowanych kadrach oraz osadzona w pięknych, pastelowych kolorach, zabawne i dramatyczne zdarzenia pojawiające się co rusz, na przemian; groteskowy, czarny humor, którym błyszczą bohaterowie (z reguły oryginalni indywidualiści, których trudno spotkać na ulicy, wewnętrznie zranieni i zagubieni), aż w końcu scenograficzno-kostiumowy skrajny pietyzm i pedantyzm, niekończąca się fabularna dygresja, mnogość wątków i bohaterów, w których wciela się połowa gwiazd Hollywood – te i inne popisy to znak rozpoznawczy Wesa Andersona. Nie zabrakło tego wszystkiego w jego najnowszym Asteroid City, gdzie pod uroczym, niemal nostalgicznym retro klimatem amerykańskich lat 50. XX wieku ukryte zostały tematy mu bliskie, takie jak (dysfunkcyjna) rodzina, miłość, przyjaźń czy pojmowanie i przeżywanie śmierci, oczywiście utrzymane w charakterystycznym dla niego stylu. Sam film, podzielony na rozdziały niczym książka, opowiada (oprócz powyższych) historię powstawania sztuki (Asteroid City), na podstawie której tworzy się produkcje telewizyjną (Asteroid City), czego jesteśmy bacznymi obserwatorami, ponieważ… oglądamy właśnie film, Asteroid City. Intertekstualny świat Wesa Andersona tylko z pozoru może wydawać się skomplikowany czy przebodźcowany – w gruncie rzeczy to równo skrojone i ułożone warstwy jego charakterystycznych wizji, ambicji i reżyserskich upodobań.

Asteroid City - Zwiastun PL (Official Trailer)

Problem polega jednak na tym, że choć warstwa scenariuszowa jest dosyć solidna i uniwersalna (odwieczne zmagania autora przy tworzeniu dzieła, rozumienie go przez widza i aktora, aż w końcu droga do prezentacji i interpretacji) to nie trudno w trakcie seansu dojść do wniosku, że zbliżamy się nieuchronnie u Andersona do przerostu formy nad treścią, gdzie warstwa fabularna nie dorównuje wizualnej. Bo tak naprawdę, to o czym chce nam powiedzieć reżyser-autor, przez schematyczną strukturę i kompozycje, traci już na świeżości i staje się nieco mniej atrakcyjne niż dotychczas. Formuła, wrażliwość i estetyka z której korzysta stale Anderson, choć daje poczucie niezwykłej precyzji, harmonii i równowagi, to wyczerpuje swoje zasoby i jeśli reżyser za niedługo nie pochyli się krytycznie nad własną twórczością, to może wcale nie być tak kolorowo i istnieje spora szansa, że podzieli los swoich kolegów po fachu, takich jak Tim Burton czy Woody Allen, których filmy od lat nie zrobiły na nikim wrażenia.

Ocena Kasi: 7/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook