piątek, 26 kwietnia 2024

Blisko sensacji w Cisku. Holenderski piłkarz poza zasięgiem

 źródło: LKS Victoria Cisek/FB

W ostatnich dniach o LKS Victoria było głośno we wszystkich piłkarskich mediach w kraju. Środowisko rozgrzał domniemamy transfer do drużyny Roystona Drenthe, byłego piłkarza Realu Madryt.

Cisek, niespełna 1500-osobowa wieś niedaleko Kędzierzyna-Koźla. Do wielkiej piłki stąd daleko. Najbliższy, większy ośrodek to oddalony o 15 km Chemik ze stolicy powiatu. Do profesjonalnej piłki jeszcze dalej – 40 km do Gliwic. Miejscowa LKS Victoria dzielnie stawia czoła rywalom w klasie okręgowej (V liga), zajmując przedostatnie miejsce w 20-zespołowej stawce. W Cisku piłka to hobby, zabawa, forma pożytecznego spędzenia czasu wśród znajomych. Zresztą tak jak w tysiącach małych miejscowości rozsianych na terenie kraju. W ostatnich LKS Victoria, znalazł się jednak na językach wszystkich piłkarskich mediów w kraju. Wszystko za sprawą Roystona Drenthe.

Na początku grudnia media przekazały informację-ciekawostkę na temat wielkiego, niespełnionego talentu holenderskiej piłki. Royston Drenthe w wieku 33 lat został bankrutem. Jego upadłość ogłosił niderlandzki sąd. W profesjonalnym sporcie to zresztą nic nowego. Setki piłkarzy czy koszykarzy zachłyśniętych niebotycznymi zarobkami kończy podobnie. Katastrofa finansowa spotkała chociażby Mika Tysona – pięściarza legendę, który zarobił na ringu blisko 400 mln dolarów.

W informacji o bankructwie holenderskiej gwiazdy nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że zaledwie kilka dni po tej publikacji, w mediach społecznościowych LKS Victorii Cisek pojawił się sensacyjny wpis:

Początek

Royston Ricky swoją futbolową przygodę zaczynał kopiąc piłkę z kolegami na przedmieściach Rotterdamu. Pierwsze treningi odbył w lokalnym Neptunusie i szło mu na tyle dobrze, że przeszedł w nim wszystkie szczeble piłki juniorskiej. Tam wypatrzyli go skauci Feyenoordu…

Debiut w pierwszej drużynie nastąpił w 2006 roku. Od tego momentu młody piłkarz coraz częściej gościł w pierwszym składzie na legendarnym stadionie De Kuip (z niderlandzkiego – wanna). Rok później, był już podstawowym zawodnikiem czerwono-biało-czarnych. Po rozegraniu bardzo dobrego sezonu stał się ulubieńcem kibiców. Wyrósł na lidera młodzieżowej reprezentacji Holandii, z którą w 2007 roku wywalczył mistrzostwo Europy. Został uznany najlepszym piłkarzem turnieju.

Media oraz piłkarscy eksperci coraz baczniej przyglądali się młodemu obrońcy. Nie tylko oni, bo po dobrze rokującego obrońcę zgłosił się Real Madryt. 14 mln euro usatysfakcjonowało klub z Rotterdamu i drzwi do piłkarskiego raju otworzyły się z hukiem.

Od 2007 roku 21-letni Drenthe dzielił szatnię z Raulem, Casillasem, Cannavaro, Van Nisterlooyem i…Jerzym Dudkiem. Szybka kariera i duże pieniądze nie wpłynęły dobrze na postawę zawodnika. Początki były niezłe. W debiutanckim sezonie 2007/08 Holender wystąpił łącznie w 26 meczach, przebywając na boisku 1037 minut. Kolejny to 28 meczów i 1063 minuty. Coraz bardziej jednak na jego postawę wpływ miały pokusy wielkiego piłkarskiego świata:

Kiedy jesteś piłkarzem Realu, masz wszystko w zasięgu ręki… Madryt to piękne miasto, wspaniałe restauracje, imprezy, piękne dziewczyny. Przed tobą tyle pokus, a ja byłem młody.
Royston Drenthe, piłkarz

Nieprofesjonalne podejście do sportu zaowocowało kontuzją mięśniową. Po jej wyleczeniu, piłkarz wypadł na długie 11 meczów z kadry pierwszego zespołu. Pożegnanie z Królewskimi nastąpiło 10-minutowym występem ligowym przeciwko Maladze. Łączny bilans w piłkarskim raju Royston Drenthe zakończył 65 meczami, 4 bramkami i 5 asystami. Pojawił się łącznie 2583 minuty w barwach Los Blancos. Ostatnią szansą na powrót do łask trenerów było wypożyczenie do Herculesa Alicante i Evertonu. Po nieudanych próbach odbudowy formy i wizerunku – Jose Mourinho nie przedłużył z nim kontraktu.

Upadek gwiazdy

Kolejne sezony to występy w Ałaniji Władykaukaz, angielskim Reading, Sheffield Wednesday oraz tureckim Kayseri Erciyesspor i Baniyas S.C. ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Z peryferii światowej piłki wrócił do ojczyzny. Popadł w problemy finansowe. Próbował chwytać się różnych zajęć dla podratowania stanu konta m.in. wystąpił w holenderskim serialu „Mocro Mafia” czy podbijał scenę rap jako Roy2faces. Bezskutecznie.

Piłka zeszła na dalszy plan. Obecny klub Drenthe, trzecioligowy Kozakken Boys, pomimo 88 lat istnienia, nie przebił się nigdy poza półamatorską przeciętność. Podobnie jak w Cisku – tam piłka nożna to tylko forma rozrywki.

 

Niedoszły transfer

Historia sensacyjnego transferu do Victorii Cisek nie zakończyła się happy endem. Sam piłkarz w rozmowie z holenderskimi mediami zdecydowanie zaprzeczył rozmowom z polskim klubem, nazywając te dziennikarskie przecieki bzdurą.

Działacze Victorii potwierdzają, że odbyli rozmowę z bratem piłkarza, lecz wobec dużych oczekiwań finansowych – transfer nie dojdzie do skutku. To, czy rzeczywiście rozmowy miały miejsce jest w tej sytuacji drugorzędne. Bardziej zastanawia fakt, co kierowało zarządzającymi drużyną z Ciska.

Biorąc pod uwagę możliwości finansowe i poziom sportowy drużyny, należy traktować pomysł klubu jako działanie marketingowe. Zaznaczmy od razu, że z góry skazane na niepowodzenie. Zarządzającym Victorią udało się chwilowo wzbudzić zainteresowanie drużyną. Trudno było się jednak spodziewać, że promocja drużyny, gminy, lokalnej społeczności prowadzona przy pomocy uzależnionego od alkoholu bankruta finansowo-sportowego mogła przynieść pozytywny skutek. Zaistnienie w mediach krajowych było krótkotrwałe, a cała sprawa nabrała raczej formy humorystycznej ciekawostki.

Trudno też przypuszczać, żeby osoby kontaktujące się z otoczeniem Drenthe, znając jego styl bycia oraz podejście do wykonywanych zadań, naprawdę wierzyły, że Cisek lub sąsiedni Kędzierzyn-Koźle zaspokoją życiowe oczekiwania piłkarza. Dla niego zbyt ciasne okazały się nawet Rotterdam czy Liverpool.

Kurz po medialnej potyczce na szczęście szybko opadł. Teraz można skupić się na tym, co jest sednem sprawy. Na jedynej rzeczy, która obecnie łączy Victorię Cisek oraz Roystona Drenthe – na radości z gry w piłkę nożną. Bez wielkich oczekiwań związanych z wymaganiami profesjonalnej piłki, a także bez negatywnych emocji które wywołują pieniądze i presja wyniku.

autor: TM

Facebook