poniedziałek, 25 listopada 2024

Ciężar to coś, co wszyscy nosimy. „Guillermo del Toro’s Pinocchio” (2022)

„By móc w pełni cieszyć się radością i światłem, należy poznać i docenić mrok – tak w jednym z wywiadów opisał swój film Guillermo del Toro i nie trudno się z nim nie zgodzić. Dzięki tej kombinacji – głęboko zrozumianej w warstwie fabularnej i wizualnej –  najnowszy Pinokio, w sposób mądry i dojrzały, wzrusza, bawi i dotyka do głębi. To seans zarówno dla dzieci, jak i dorosłych; niech was nie odstraszy polityczny i życiowy aspekt historii – to właśnie dzięki niemu, świat drewnianego chłopca, zyskuje na znaczeniu.”- podsumowuje Kasia film, który można obejrzeć podczas tego śnieżnego weekendu. Dlaczego jeszcze warto zajrzeć do produkcji Netflixa? Odpowiedź w artykule.

Guillermo del Toro’s Pinocchio (2022)
reż.: Guillermo del Toro, Mark Gustafson
scen.: Guillermo del Toro, Patrick McHale
wyst.:  Evan McGregor, Tilda Swinton, David Bradley, Gregory Mann, Burn Gorman, Ron Perlman, Finn Wolfhard, John Turturro, Cate Blanchet, Christoph Waltz

Włochy, 1916 rok, czasy I Wojny Światowej. Cieśla Geppetto żyje w małej wiosce ze swoim synem Carlo i wiedzie spokojne, szczęśliwe, choć ubogie życie. Wspólnie – jak to ojciec z synem – spędzają wolny czas, ciesząc się swoim towarzystwem i ucząc nowych rzeczy; żyją w małej, lokalnej społeczności, lubiani i szanowani przez wszystkich. Ta sielanka trwa do momentu, kiedy wojna i jej konsekwencje zaglądają do tej rzeczywistości, odbierając kochającemu ojcu – nagle,  niespodziewanie, niesprawiedliwie – jego jedynego syna. Geppetto całe następne lata spędza w żałobie i głębokiej rozpaczy, nie mogąc pogodzić się ze swoją największą stratą. Pewnego dnia, na skraju największego załamania, z butelką w ręku i gniewem w duszy, decyduje się ściąć drzewo, które wyrosło za grobem syna i wystrugać z niego drewnianego chłopca. Wszystkiemu przygląda się z przerażeniem i zaciekawieniem mały świerszcz Sebastian, który wie, że dzięki magii – często niewidocznej dla ludzkiego oka – tej nocy dokona się cud i osamotniony mężczyzna, zyska coś więcej, niż kolejną lalkę. Wraz ze wschodem słońca przywita on jedynego w swoim rodzaju drewnianego, radosnego chłopca, imieniem Pinokio.

 Myślę, że nie minę się z prawdą, kiedy napiszę, że zdecydowana większość z nas ma w głowach i sercach klasyczną już, piękną i wciąż ujmującą, wersję powieści Carlo Collodiego, wyprodukowaną przez Walta Disneya. Pinokio z 1940 roku, po dziś dzień jest pewnym wyznacznikiem – w warstwie wizualnej, muzycznej i fabularnej – który przez lata wskazywał lub sugerował kierunek, w który twórcy powinni się zwrócić, by uzyskać oczekiwany sukces. Meksykański reżyser, Guillermo del Toro, zdecydował się jednak znaleźć swoją, indywidualną, artystyczną drogę w historii o drewnianej lalce i postanowił przeprowadzić widzów przez tę trasę, niczym przewodnik po muzeum. Razem z Markiem Gustafsonem odczarował wiele znanych wątków, choć nie pozbawił całości jakiekolwiek magii, zaś z wielu elementów zrezygnował, by opowiedzieć – bez zbędnego moralizowania – ponadczasową historię o miłości, samotności, pragnieniach, śmierci, żałobie i poświęceniu.

Kiedy poznajemy ciekawego życia Pinokia, są lata 30. XX wieku i włoski faszyzm rośnie w siłę. Może wydawać się to zaskakujący wybór na tło w historii dla dzieci, jednak konsekwencja del Toro, oraz miłość do własnego materiału, sprawia, że polityczne wątki, bardzo sprawnie i logicznie splatają się z przygodami naszych bohaterów, napędzając motywacje i decyzje drewnianego chłopca, pozostając cennym punktem odniesienia – raz potraktowanym z powagą, raz z humorem. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że wątek wojenny przewija się w twórczości reżysera już od lat, poczynając od jego Kręgosłupa Diabła (2001) i Labiryntu Fauna (2006). Nie brakuje tu również odniesień religijnych: motyw poświęcenia się dla innych przewija się tu niejednokrotnie, w różnych konfiguracjach. Kiedy Pinokio spogląda na wyrzeźbionego przez Geppetto drewnianego Chrystusa, do którego co niedzielę gorliwie modlą się wszyscy mieszkańcy wsi, zastanawia się głośno – z dziecięcą naiwnością, jakże słuszną w jego przypadku i z nieskrywanym smutkiem – dlaczego jego odrzucili, nie poznając go bliżej, skoro również jest – jak Chrystus – wykuty z drewna? Niezależnie czy Pinokio swoje wątpliwości i pytania kieruje w stronę polityki, poznając nowych przyjaciół i wrogów, czy głowi się nad szeroko pojętym sacrum i duchowym życiem ludzi, otrzymujemy satysfakcjonujące odpowiedzi – życiowo mądre i prawdziwe. Mogłabym długo pisać o bogatej warstwie fabularnej filmu, jednak chciałabym, żebyście odkryli i poznali ją sami.

Guillermo del Toro: Pinokio | Oficjalny zwiastun | Netflix

Animacja del Toro jest nie tylko zachwycająca i wspaniała na poziomie scenariusza – wizualnie to najczystszy majstersztyk. Zaprojektowane i stworzone na potrzeby filmu modele lalek i lokacji, animowane poklatkowo, wspomagane również mechanicznymi rozwiązaniami, robią niesamowite wrażenie, za które należy się twórcom morze nagród. Ogrom pracy, jaki włożono w stworzenie świata przedstawionego, jest godny podziwu – jego płynność jest najwyższej jakości, baśniowość, przeplatana z realizmem, tętni od pierwszej minuty, a charakterystyczny styl meksykańskiego reżysera, wyczuwalny jest w sposób, który nie ciąży nad opowiadaną historią, a dopełnia jej życiowy, nieco mroczniejszy aspekt. To kolejny film produkcji Netflixa, który zasługuje w pełni, by znaleźć się na wielkim, kinowym ekranie.

Nie można nie wspomnieć o muzyce autorstwa cenionego Aleksandra Desplata, ponieważ to dzięki niemu ponadczasowa historia o marzeniach, pragnieniach i przygodach Pinokia zyskuje po tysiąckroć. Dźwięki, które stworzył, z łatwością przenoszą nas tam, gdzie do tej pory nie byliśmy i pozwalają poznać świat, którego do tej pory nie znaliśmy. Trzy utwory: My son, Everything Is New To Me, a w szczególności urzekające i piękne Ciao Papa, zasługują na Oscara i jeśli takowego nie otrzymają, będzie to kolejny, jednoznaczny dowód na to, że Akademia straciła słuch i poczucie jakiegokolwiek smaku.

Obsada, która swoją pracą zza mikrofonu, tchnęła życie w historię Pinokia, spisała się znakomicie. Choć pewnie wielu z was skorzysta z netflixowej opcji dubbingowej (która w polskim wykonaniu jak zawsze jest świetna) to polecam wybrać wersje z napisami, by posłuchać jak ze swojej roboty świetnie wywiązuje się Evan McGregor jako świerszcz Sebastian i główny narrator opowiadanej historii. Dzięki niemu ton filmu jest odpowiednio wyważony – to rewelacyjny comic relief, czyli zabawne i urocze oderwanie od poważniejszych wątków. Gregory Mann jako Pinokio to wyśmienity wybór, bo jego głos niesie ze sobą wszystko to, czym jest i od zawsze był drewniany chłopiec – chodzącą i niegasnącą radością, naiwnością i rozbrajającą szczerością.

By móc w pełni cieszyć się radością i światłem, należy poznać i docenić mrok – tak w jednym z wywiadów opisał swój film Guillermo del Toro i nie trudno się z nim nie zgodzić. Dzięki tej kombinacji – głęboko zrozumianej w warstwie fabularnej i wizualnej –  najnowszy Pinokio, w sposób mądry i dojrzały, wzrusza, bawi i dotyka do głębi. To seans zarówno dla dzieci, jak i dorosłych; niech was nie odstraszy polityczny i życiowy aspekt historii – to właśnie dzięki niemu, świat drewnianego chłopca, zyskuje na znaczeniu.

Ocena Kasi: 9/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook