Drogi obraz i tanie emocje. „Książę”
Książę (2022)
reż.: Roger Michell
scen.: Richard Bean, Clive Coleman,
wyst.: Jim Broadbent, Hellen Mirren, Fionn Whitehead, Anna Maxwell Martin, Matthew Goode
Wielka Brytania, lata 60. XX wieku. 60-letni przedstawiciel klasy robotniczej, zdeterminowany samouk-nieudacznik Kempton Bunton (Jim Broadbent), między jednym zwolnieniem z pracy a drugim w kolejnej, w ramach samozwańczej kampanii przeciwko uciskanym, samotnym emerytom i rencistom zobowiązanym do comiesięcznych opłat za abonament telewizyjny, postanawia w geście protestu usunąć ze swojego odbiornika kanał BBC i nie płacić za jakiekolwiek pozostałe transmisje telewizyjne, głęboko wierząc, że telewizja będąca dobrem wspólnym, powinna być darmowa i ogólnodostępna. Spędziwszy za ten czyn trzynaście dni w lokalnym więzieniu, decyduje się na kolejny, śmielszy krok – kradzież wartego 140,000 funtów obrazu olejnego, Portretu księcia Wellingtona, Francisca Goi, który dopiero co został dostarczony do londyńskiego National Gallery. Niespodziewająca się niczego, zmęczona wybrykami Kemptona, żona Dorothy (Hellen Mirren), na co dzień pracująca jako sprzątaczka i niania, stara się uwierzyć jego zapewnieniom, że co złego to nie on – jak jednak ją przekonać, kiedy płótno drogocennego obrazu leży praktycznie pod jej nosem, ukryte głęboko w szafie ich domu?
Reżyser filmu, Roger Michell, mający w swojej karierze ikoniczne już i klasyczne Notting Hill z 1999 roku z Julią Roberts i Hugh Grantem w rolach głównych, zmarł w sierpniu tamtego roku, wieńcząc swoją filmografię recenzowanym właśnie Księciem. Chociaż oficjalna premiera filmu odbyła się w 2020 roku na Festiwalu w Wenecji, to do szerszego obiegu trafił po wielu covidowych perturbacjach, dwa lata później. Jest to więc tytuł, który przyszedł do nas z opóźnieniem, z zakrojoną na małą skalę promocją oraz mało znaną obsadą (nie oszukujmy się, że przeciętny polski widz rozpozna kogoś więcej poza Hellen Mirren; Jim Broadbent i Matthew Goode mogą być kojarzeni zaledwie z wyglądu i kilku ról). Książę miał więc trudne zadanie, by przebić się do naszego podwórka i przyznam szczerze, że – widząc reakcje widowni zgromadzonej w kinie i pozytywne opinie z różnych stron – mogło mu się udać. Choć w mojej opinii – o czym za chwilę – jest filmem grającym na tanich chwytach i emocjach.
Historia opisana w Księciu wydarzyła się naprawdę. W 1961 roku, Brytyjczyk, niepełnosprawny kierowca autobusu, Kempton Bunton, wyniósł z londyńskiego muzeum obraz Francisca Goi wart ogromne pieniądze, bo szczerze wierzył, że – niczym Robin Hood – okradnie tym samym bogatych i odda należne biednym, czyli społeczeństwu, a cała sprawa pomoże nagłośnić ważne dla niego idee i pomysły. O tym, jak dobre i wielkie mężczyzna miał intencje, chciał pewnie pięknie opowiedzieć zarówno reżyser, jak i scenarzysta filmu, jednak Książę przez pierwszą swoją część jest bardzo niezgrabnym połączeniem komedii i dramatu, bez umiejętnego wyważenia siły gatunkowych naleciałości, próbującym nieudolnie posklejać wątki społeczno-polityczne ówczesnej Wielkiej Brytanii. Druga jego część zaś, wkracza w brytyjski humor i sposób relacjonowania zdarzeń, jednak – choć robi to całkiem przyzwoicie – decyduje się na to, co najmniej o godzinę za późno; zabawowy nastrój, który tworzy się w finale, jest tym, który powinien towarzyszyć nam od początku. Pierwsza godzina filmu jest zaskakująco nużąca i mało zajmująca, zaś jego końcówka jest niczym wyblakłe echo filmów wspaniałego Franka Capry, takich jak np. Cieszmy się życiem (1938) czy To wspaniałe życie (1945), w których wygrywa czułe spojrzenie na ludzkie sprawy i problemy, a nie surowa, zimna biurokracja. Więcej: film Michella uderza w podobne tony, jednak w niewyszukany sposób kieruje naszymi emocjami, tworząc naiwny feel-good movie, każąc nam równocześnie myśleć, że doświadczamy zbiorowo społecznej sprawiedliwości.
Książę jest filmem, który wypada blado nawet przy szerokiej ofercie Netflixa czy HBO, polecam wam więc w weekend wykonać parę kliknięć myszką, niż parę kroków w stronę kina – lepiej na tym wyjdziecie.
Ocena Kasi: 5/10
autor: Katarzyna Borucka
O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji