czwartek, 28 marca 2024

Ekranowe hity i kity okiem Katarzyny Boruckiej. „King’s Man: Pierwsza misja”

Jakie plusy dostrzega nasza filmoznawczyni Kasia w najnowszej odsłonie serii King’s man? Zapraszamy do recenzji.

Nieudana misja

King’s Man: Pierwsza misja (2021)
reż.: Matthew Vaughn
scen.: Matthew Vaughn, Karl Gajdusek
wyst.: Ralph Fiennes, Gemma Arterton, Rhys Ifans, Charles Dance, Djimon Hounsou, Harris Dickinson

Brytyjski arystokrata, Orlando Oxford (Ralph Fiennes), razem ze swoją żoną i małoletnim synkiem Conradem, wizytuje obóz koncentracyjny w Afryce w ramach pracy dla Czerwonego Krzyża. Niespodziewanie znajduje się pod ostrzałem ukrytego na wzgórzach burskiego snajpera, który rani go w nogę i zabija jego żonę. Widząc niepotrzebną śmierć ukochanej i reakcje swojego dziecka, zrozpaczony obiecuje sobie i konającej na jego rękach małżonce, że ich potomek – za wszelką cenę – nigdy nie doświadczy wojny i jej skutków, nigdy też nie będzie jej uczestnikiem a on, jako ojciec, zrobi wszystko, by go przed nią uchronić. Przyświeca mu nawet większa myśl: należy zdusić w zarodku każde zło, które się pojawi, nim rozejdzie się ono kompletnie po całym świecie. Orlando, dwanaście lat później, wciąż żyjący przyrzeczeniami z przeszłości, decyduje się założyć podziemną sieć szpiegowską (powoli zmieniającą się w brytyjskie tajne służby specjalne), w której pomoc niosą mu na co dzień Shola (Djimon Hounsou) oraz Polly (Gemma Arterton). Nieświadomy niczego 19-letni już Conrad (Harris Dickinson) ma dość nadopiekuńczości ze strony ojca i ze wszystkich sił pragnie działać oraz walczyć. Zbieg różnych okoliczności i wydarzeń, tajemnicze powiązania i plany oraz wielka polityka w tle doprowadzają nas i bohaterów do znanego z lekcji historii punktu zwrotnego: zamachu w Sarajewie, czyli morderstwa austro-węgierskiego arcyksięcia, Franciszka Ferdynanda Habsburga. Okazuje się, że jest to część szeroko zakrojonej akcji mającej na celu skłócenie przywódców trzech wielkich imperiów – Rosyjskiego, Brytyjskiego oraz Niemieckiego. Czy Orlando zdoła ocalić świat i uchronić syna przed zbliżającą się nieuchronnie Wielką wojną?

Seria szpiegowskich filmów King’s Man (powstała na podstawie komiksów), w reżyserii Brytyjczyka, Matthew Vaughn’a, zdobyła serca widzów i fanów na całym świecie nie bez powodu. Naszpikowana rewelacyjnymi scenami akcji, świetnie dopasowanym humorem i iście gwiazdorską obsadą, zapewniała od pierwszej części rozrywkę najwyższych lotów. Świadomie przesadzony ton poprzednich tytułów (King’s Man: Tajne służby oraz King’s Man: Złoty krąg) pozwolił myśleć, że przy trzeciej części, King’s Man: Pierwsza misja, dostaniemy nie dość, że kolejny świetny film, to dodatkowo poznamy w końcu podwaliny uformowania wielbionej przez wielu organizacji. Niestety, wydarzyło się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał: otrzymaliśmy przedziwny twór, w którym mamy skąpą ilość dobrej zabawy i upragnionej odskoczni od realizmu, bo przykrywa ją patos, dłużyzny i łzawe sceny z wojną w tle.

Zacznijmy może jednak od tego, co jest tu dobre, warte podkreślenia i ratuje ponad 2-godzinny seans – po pierwsze, Ralph Fiennes, czyli klasa sama w sobie. Niewiele nowego można dodać o jego niekwestionowanym talencie, może tylko tyle, że 60-letni aktor prowadzi szpiegowski film akcji o niebo lepiej niż niejeden, o połowę młodszy, kolega po fachu. Rhys Ifans jako Grigorij Rasputin to jednoznaczna gwiazda filmu i nie można się oszukiwać, że jest inaczej. Każda scena z jego udziałem, z niesamowitą choreografią doprowadzoną do perfekcji i świadomym przerysowaniem swojej postaci, to (niemieszczący się w prostych kategoriach i definicjach), cudaczny spektakl tańca, energii oraz czystej rozrywki. Momentami bywa już tak absurdalnie i niedorzecznie, że kwestią czasu wydawało się puszczenie z kinowych głośników disco-hitu zespołu Boney M. Mocną stroną filmu jest jego świetna obsada i komiczne, satysfakcjonujące, przestylizowane sceny akcji, które ratują co prawda cały trzeci akt i doprowadzają prostą drogą do finału, jednak jest ich za mało, by mogły uratować cały film.

https://www.youtube.com/watch?v=z9cfbtEuZzI King's Man: Pierwsza misja - zwiastun #1 [napisy]

Przy trzeciej odsłonie serii, Matthew Vaughn postanowił skupić się na temacie I wojny światowej na tyle mocno, że wyszedł mu dziwny twór filmowy, ten z tych w typie 2w1 – z jednej strony zwarty, szpiegowski, komediowy akcyjniak, z drugiej przydługi, antywojenny w wymowie, mocno dramatyczny, pełen patosu film. To zadziwiające, nieudane połączenie w żaden sposób się nie sprawdza, bo fani King’s Mana słusznie czekają na tzw. comic relief i ogromną falę nieokiełznanej rozrywki, zaś wielbiciele gatunku czy historii nie docenią humoru i zdecydowanie poczują się zagubieni w trakcie seansu, widząc umierających żołnierzy oraz przerysowanego Rasputina. Największym rozczarowaniem jest jednak główny zbrodniarz, master-mind stojący za całą polityczną intrygą, ponieważ jest to najmniej satysfakcjonujące rozwiązanie, na jakie twórcy mogli wpaść – ze wszystkich możliwości chwycili za tą najprostszą. Tajemnica, trzymana w ukryciu praktycznie do samego końca, nie robi żadnego wrażenia. Możliwe, że sprawdziłaby się w niezobowiązującym serialu detektywistycznym opartym na książkach Agathy Christie, jednak tutaj jest zwyczajnie słaba, szczególnie że poprzeczka w poprzednich filmach została podniesiona bardzo wysoko. Wystarczy przypomnieć sobie, jak dobry był Samuel L. Jackson w pierwszym King’s Manie jako główny łotr, by zrozumieć, czego dokładnie tu zabrakło.

Najnowszy film Matthew Vaughn’a nie sprostał oczekiwaniom fanów i nie dorównał poziomowi, który osiągnięty został przy premierze pierwszego tytułu z serii. Wielka to szkoda, bo choć nie zamyka się droga do poszerzania kolejnego komiksowego uniwersum, to pozostaje poczucie, że przy tak dobrym reżyserze i solidnej obsadzie, można było nakręcić ten film po prostu lepiej.

Ocena Kasi: 4/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook