niedziela, 24 listopada 2024

Jak wyglądała Wielkanoc na dworku szlacheckim?

 fot. Pixabay.com

Zapraszamy Państwa na podróż w czasie do XIX-wiecznej Polski, gdzie ziemianie obchodzą w tradycyjny sposób święta Wielkanocy. Co jedzono? Jak szykowano i obchodzono tę uroczystość? Jak wiele obrzędów przetrwało do dziś? Spieszymy z odpowiedziami na te pytania.

Jeśli mówimy o Wielkanocy, nie sposób nie poruszyć kwestii wielkiego postu. Tradycyjnie trwał on 40 dni. Kalendarz liturgiczny wpasowywał się w roczny cykl pór roku. Wiosna to czas powrotu do życia po mroźnej zimie. Wraz z jej końcem uszczuplały zapasy żywności z zeszłego roku. Chłopom więc łatwiej było znosić niedobory żywności, gdy dodano do tego intencję religijną. Szlachcie oczywiście nie brakowało jedzenia, mimo to też pościli.

Nie stosowano postu ilościowego, lecz jakościowy. Rezygnowano z mięsa, starano się jeść skromniej. Tradycyjną staropolską potrawą była polewka piwna, którą przygotowywano z jasnego lekkiego piwa, gotowanego z dodatkiem żytniego chleba i doprawionego kminem i solą. Na ziemiańskich stołach gościł również żur, będący najstarszą i najpopularniejszą potrawą wielkopostną. W trakcie całego postu codziennie cała rodzina wraz ze służbą zbierała się wokół stołu i żarliwie modliła. Kobiety odprawiały dla wszystkich domowników drogę krzyżową, a pan domu czytał fragmenty Pisma Świętego. Wielki post kojarzy nam się również z wyrzeczeniami, których nie brakowało w dworku. Dzieci skrupulatnie prowadziły zeszyty, w których zapisywały nie tylko wszystkie swoje dobre uczynki i wyrzeczenia, ale też psikusy i inne dziecięce wybryki. Największa próbą charakteru dla najmłodszych było ograniczenie słodyczy. Dostawali jednak ich normalne ilości. To, czego nie zjedli, wkładali do wielkiej puszki, a wszystkie słodycze, które zaoszczędzili w Wielki Czwartek, rozdawali ubogim dzieciom z okolicznych wiosek.

W Niedzielę Palmową na pamiątkę wjazdu Jezusa do Jerozolimy odbywała się uroczysta msza. Ogrodnicy mieli wtedy ręce pełne roboty. Każdy szlachcic chciał pochwalić się jak najpiękniejszymi palmami. Po ich poświęceniu chowano je za ramy obrazów. Miały one strzec domu przed nieszczęściami. Palono je dopiero z nastaniem kolejnej Wielkanocy.

Wielki Tydzień upływał pod znakiem przygotowań. W święta należało powstrzymać się od prac domowych, a w szczególności od gotowania. Wszystko musiało być zrobione wcześniej. Podstawą było zgromadzenie olbrzymich zapasów mięsa – dziczyzny, kiełbasy, szynki czy schabu, które były w centrum uwagi kucharzy już od początku tygodnia. Pani domu przygotowywała ciasta: rozmaite placki, różne odmiany i najważniejsze wielkanocne wypieki – baby. Niektóre z nich mogły mieć nawet pół metra, nazywano je łokciowymi.

Wielki Czwartek był wyjątkowym dniem. Na pamiątkę ostatniej wieczerzy pan domu czytał Ewangelię według świętego Jana, a cała rodzina ze skupieniem wsłuchiwała się w nią. Kobiety kwestowały na cele charytatywne przy grobach pańskich. Wieczorem odwiedzano ubogich i chorych, ofiarując im pomoc i wsparcie.

W Wielką Sobotę zgodnie z tradycją należy poświęcić wszystko to, co podczas świąt będziemy spożywać. Dziś nosimy jedynie małe koszyczki z kilkoma potrawami jako symbol. W XIX wieku było inaczej. Trzeba było poświecić wszystko. Jedzenia było jednak tak dużo, że nie znajdowano sposobu, by przetransportować je do kościoła. Ksiądz przyjeżdżał więc do dworku, gdzie kropił wodą świeconą cały stół świąteczny i wszystkich domowników. Potem pokój był zamykany na klucz i pozostawał niedostępny dla wszystkich aż do niedzielnego poranka. Po modlitwie z rodziną ksiądz udawał się przed dom, gdzie błogosławił jedzenie służby. Według zwyczaju ustawiano przed wejściem wielką beczkę z wodą. Kapłan ją święcił i dosypywał kilka kryształków soli. Chłopi nabierali tej wody do butelek i zanosili do domów.
Czas na rezurekcję. W zależności od regionu odbywała się ona o różnych godzinach. Najpopularniejsza była północ, lecz zdarzało się, że już o 20.00 w sobotę odprawiano tę jedyną w roku mszę. Zwyczaj organizowania jej o świcie w niedzielę pojawił się dopiero w XX wieku.

Śniadanie w Wielkanoc rozpoczynano od dzielenia się jajkiem, składania życzeń i wspólnej modlitwy wszystkich mieszkańców dworku. Następnie siadano do stołu, który został naszykowany dzień wcześniej. Rodzaj i liczba potraw była różna w zależności od zamożności rodziny. Obowiązkowo na stole pojawiał się baranek z ciasta lub masła, za nim stał krzyż z rzeżuchy, który był dziełem ogrodnika. Nie brakowało drobiu, pieczeni, w tym z dziczyzny. Z przodu kładziono pęta kiełbas, szynki, chleb, chrzan, ocet i sól. Oczywiście były również pisanki zdobione na różne sposoby. Wokół piętrzyły się wypieki – placki, mazurki i oczywiście baby. Było to święto rodzinne.

Święcone
Święcone, rys. z książki "Rok polski" Z. Glogera

Poza modlitwą i jedzeniem spędzano razem czas. Dorośli grali w karty, tańczyli do radosnej muzyki i chodzili na spacery. Dzieci natomiast bawiły się w palanta, ślepą babkę czy serso. Najpopularniejsza zabawa polegała na stukaniu się pisankami – wygrywał ten, którego jajko zachowywało nietkniętą skorupkę mimo uderzenia. Inna wersja tej gry zakładała toczenie jajka po stole lub pochyłej desce.

Pobudka w Poniedziałek Wielkanocny nie mogła być sucha. Dzieci i dorośli oblewali się wodą ze szklanek. Trzeba było jednak uważać! Wodę można było lać jedynie na kamienną posadzkę. Bezpieczni byli również przedstawiciele starszego pokolenia. Ich można było jedynie delikatnie pokropić wodą kolońską. Zwyczajowo o 12.00 wszystkie podłogi miały być już suche i rodzina wracała do świętowania. Inaczej wyglądało to jednak wśród chłopstwa. Tam aż do północy nikt nie był bezpieczny, a zamiast szklanek korzystano z wiader. Zdażało się również, że kilku chłopców polowało na najpiękniejsze dziewczęta ze wsi. Po złapaniu zanosili nieszczęśniczkę do studni, gdzie trzymali ją aż nie przemokła do suchej nitki. Po południu rodzina ziemiańska udawała się w odwiedziny do znajomych, gdzie wszyscy bawili się do późnego wieczora.

Święta Wielkanocy obchodzone w Polsce w XIX wieku nie różniły się tak bardzo od tych, które znamy dziś. Wiele tradycji przetrwało i wciąż są żywe. Nie pozostaje nam już nic innego, jak życzyć Państwu wesołych świąt i mokrego śmigusa-dyngusa.

autor: JZ
źródła: 1. „Pamiętniki” Zofii i Ireny Tańskich. 2.Miesięcznik „Wieś i dwór” 1912 -1913
3. Pruszak, T.A. (2011) O ziemiańskim świętowaniu. Tradycje świąt Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy. Warszawa: PWN

Facebook