piątek, 29 marca 2024

Powyborcza Ameryka. Konsekwencje dla Polski i świata

 źródło: Pixabay

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych miały miejsce 3 listopada. Chociaż wszystkie oddane w nich głosy nie zostały jeszcze policzone, ich rezultat jest już raczej pewny. Zwycięstwo odniósł kandydat Demokratów Joe Biden zdobywając – jak dotąd – 306 głosów elektorskich. O zmianach jakie niesie za sobą nowa prezydentura – dr Stanisław Niewiński.

Wybory prezydenckie wygrywa ten kandydat, który zdobędzie co najmniej 270 głosów elektorskich. Co prawda Donald Trump dotąd nie uznał swojej porażki. Twierdzi, że wybory zostały sfałszowane. Jednakże, zdaniem ekspertów, protesty wyborcze prezydenta są w znacznym stopniu pozbawione podstaw i nie zmienią wyniku elekcji. W konsekwencji u schyłku stycznia przyszłego roku na czele Stanów Zjednoczonych stanie Joe Biden. Czego możemy spodziewać się po nowym przywódcy USA?

 

Po pierwsze pandemia i gospodarka

Najpewniej podstawowym i pierwszoplanowym wyzwaniem z którym przyjdzie zmierzyć się nowemu prezydentowi będą kwestie o charakterze wewnętrznej, czyli pandemia COVID-19 i wynikające z niej skutki ekonomiczne. Stany Zjednoczone należą do czołówki państw, które relatywnie najgorzej radzą sobie z pandemią. Dotąd w USA na koronawirusa zachorowało 11,4 mln, zaś zmarło 248 tys. osób. Wirus spowodował poważne spustoszenie w amerykańskiej gospodarce. W pierwszym kwartale skurczyła się o 4,8%, zaś w drugim aż o 32,9%. Na przełomie marca i kwietnia bez pracy było 6,5 mln osób.

Oba te fakty mają bardzo poważne przełożenie na globalną sytuację supermocarstwa, dlatego nowa administracja musi się im poświęcić w pierwszej kolejności. Słabsza gospodarka, to oczywiście gorsza kondycja państwa na arenie międzynarodowej i jego odpowiednie mniejsze możliwości działania. Problemy z okiełznaniem pandemii odbijają się negatywnie na wizerunku mocarstwa. Administracja Donalda Trumpa nie podjęła na tej płaszczyźnie działań o skuteczności, której oczekuje się od najważniejszego mocarstwa świata. Waszyngton działał chaotycznie i nie potrafił wypracować spójnej strategii konfrontacji z pandemią. Z jednej strony Biały Dom chciał uniknąć kosztów ekonomicznych związanych z zamykaniem poszczególnych branż gospodarki. Natomiast gubernatorzy różnych stanów chcieli przedkładać walkę z koronawirusem ponad krótkoterminową kondycję ekonomiczną. Ponadto Amerykanie nie stworzyli skutecznej polityki nadzoru nad infekcją, śledzenia kontaktów osób zarażonych. W rezultacie chorych nadal lawinowo przybywa. 14 listopada poinformowano o ok. 150 000 nowych zakażeń. W kwietniu świat obiegły nagrania przedstawiające grzebanie ofiar w masowych grobach na wyspie Hart. Jest to obraz, którego spodziewano się raczej po krajach rozwijających się. W kraju Doliny Krzemowej, Wall Street, czy czołowych światowych koncernów takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.

Świat przygląda się problemom supermocarstwa z pewnym niedowierzaniem. Administracja Joe Bidena musi podjąć wszelkie starania, aby pokonać pandemię, przywrócić wzrost gospodarczy i tym samym poprawić nadwątlony wizerunek USA.

źródło: Pexels

Jak powstrzymać Chiny?

Od lat rośnie polaryzacja amerykańskiego społeczeństwa. Republikanie i Demokraci spierają się o wiele zagadnień. Wszelako w jednej, niezwykle ważnej kwestii oba ugrupowania mówią jednym głosem. Jest to przekonanie o tym, że Chiny stanowią bardzo poważne wyzwanie dla amerykańskiej dominacji. Obie partie stoją na stanowisku, iż Ameryka powinna podjąć cały szereg działań, aby powstrzymać rozwój chińskiej potęgi. Joe Biden będzie tutaj w znacznej mierze kontynuował linię administracji Donalda Trumpa, aczkolwiek najpewniej zastosuje w tym celu inne narzędzia.

Donald Trump, w połowie 2018 r., rozpoczął wojnę handlową z Chinami, która w kolejnych latach rozszerzyła się na kolejne obszary m.in. technologiczny (próba odcięcia chińskich koncernów od amerykańskich dostaw), czy propagandowy (towarzyszący odpowiedzialności Chin za pandemię COVID-19). Są to działania z punktu widzenia amerykańskiej racji stanu jak najbardziej potrzebne. Chiny zagrażają dominacji Stanów Zjednoczonych. Zdaniem wielu analityków ChRL jest najpoważniejszym rywalem, jakiego Ameryka miała kiedykolwiek. Pod względem PKB liczonego nominalnie, Chiny stanowiły w 2014 r. ok. 60% PKB USA (dla porównania PKB Związku Radzieckiego w 1980 r. odpowiadał ok. 40% ówczesnego PKB USA, zaś Niemiec w 1943 r. 26,2%), natomiast uwzględniając PKB liczony parytetem siły nabywczej Chiny dysponują już największym PKB na świecie. Niemniej działania, jakie podjęła administracja Donalda Trumpa celem powstrzymania Chin – nie okazały się skuteczne. Stało się tak dlatego, ponieważ w tym samym czasie Stany Zjednoczone podjęły szereg działań mających na celu renegocjacje umów handlowych ze swymi kluczowymi partnerami m.in. Kanadą, Meksykiem, UE, Japonią, czy Koreą Południową. W konsekwencji Amerykanie rozpraszali swój potencjał oraz zmarnowali szansę nakłonienia swoich partnerów do podjęcia działań wymierzonych w Chiny. Za czasów Donalda Trumpa nastąpiło nawet relatywne ocieplenie relacji chińsko-japońskich, czy chińsko-unijnych. Co więcej, jesienią 2019 r., Chinom udało się zakończyć negocjacje nad jednym ze swoich sztandarowych projektów geoekonomicznych, czyli Regionalnym Wszechstronnym Partnerstwie Gospodarczym (RCEP). Jest to strefa wolnego handlu w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej. Chiny wiele lat pracowały nad tą formułą, ale nie udawało im się znaleźć dla niej wystarczającego poparcia w regionie. Spory Donalda Trumpa z państwami regionu, związana z nimi groźby nałożenia karnych ceł na towary z różnych państw (np. Japonię, czy Koreę Południową) oraz wycofanie się w 2017 r. Ameryki z prac nad Partnerstwem Transpacyficznym, skłoniło kraje regionu do spojrzenia na chińską inicjatywę łaskawszym okiem. Donald Trump słusznie zwiększył nacisk na Chiny, ale niekoniecznie zastosował do tego odpowiednie narzędzia.

Różnica między Joe Bidenem, a Donaldem Trumpem na płaszczyźnie polityki wobec Chin będzie najpewniej polegała głównie na doborze innych narzędzi. W przeciwieństwie do Donalda Trumpa, administracja demokratyczna postara się włączyć w swoje antychińskie działania inne ważne ośrodki siły. Dotyczyć to będzie przede wszystkim głównych państw UE, Indii, czy Japonii itd. Zapewne Amerykanie będą rozwijać formułę Quad, czyli swój regionalny sojusz z Australią, Indiami i Japonią. Niewykluczone, że Waszyngton rozważy powrót swojej partycypacji w regionalnych inicjatywach o wolnym handlu (TTIP, TP). Podsumowując, Ameryka będzie nadal rywalizować z USA, ale w formie bardziej multilateralnej. Z punktu widzenia Pekinu jest to strategia znacznie bardziej groźna.

źródło: Pexels

Joe Biden a Polska

Od czasu wyborów polska opinia publiczna zadaje sobie pytanie – jak będzie wyglądać polityka nowego prezydenta wobec Polski? Najprawdopodobniej demokratyczna administracja nie będzie prowadzić znacząco różniącej się polityki wobec Warszawy w stosunku do swego poprzednika.

Jak zauważyliśmy wcześniej, Joe Biden dąży do utrzymania amerykańskich przewag na arenie międzynarodowej. Jego polityka zagraniczna będzie zdominowana przez starania, aby mocarstwa Ameryce potencjalnie zagrażające, przede wszystkim Chiny, zmusić do ustępstw. Amerykanie chcą osłabiać Chińskie projekty geoekonomiczne np. „Belt&Road”, którego jedna z odnóg przechodzi przez Europę Środkową. Dlatego Stany Zjednoczone będą zabiegać o współpracę z Polską. Joe Biden deklaruje również twardy kurs wobec Rosji. Sojusz polsko-amerykański będzie trwał nadal, ponieważ Amerykanie mają interes w jego trwaniu.

Zarazem Polska musi się liczyć z tym, że w przeciwieństwie do administracji Donalda Trumpa, ekipa Joe Biden’a dążyć będzie do poprawy relacji z twardym jądrem UE, czyli Niemcami i Paryżem. Polska stanie się dla Ameryki partnerem mniej ważnym, aniżeli za rządów Republikanów. Ponadto Demokraci nie będą zapewne podchodzić obojętnie do budzących kontrowersje działań rządu Zjednoczonej Prawicy, czyli repolonizacji mediów, reform wymiaru sprawiedliwość, czy polityki niechętnej wobec środowisk na rzecz emancypacji mniejszości seksualnych.
Należy śledzić rozwój wypadków w Stanach Zjednoczonych. Decyzje nowego prezydenta będą wpływać na sytuację całego świata.

autor: dr Stanisław Niewiński, politolog, wykładowca Uniwersytetu Opolskiego, wicedyrektor Instytutu Spraw Zagranicznych Collegium Nobilium Opoliense oraz konsultant Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej 

Facebook