piątek, 22 listopada 2024

Wskaż nam drogę, Poe. „Bielmo” (2022)

Seans Bielma okazał się zajmujący i zdecydowanie jest dobrym wyborem na piątkowy czy sobotni wieczór – dostarczy Wam odrobiny dreszczyku i mrocznego, gotyckiego klimatu. Zapraszamy do lektury.

Bielmo (2022)
reż.: Scott Cooper
scen.:  Scott Cooper
wyst.:  Christian Bale, Harry Melling, Toby Jones, Gillian Anderson, Timothy Spall, Toby Jones, Simon McBurney

1830 rok. Samotny wdowiec-alkoholik, detektyw Augustus Landor (Christian Bale) zostaje poproszony przez nowojorską Akademię Wojskową o zbadanie sprawy śmierci jednego z jej kadetów, młodego Leroy’a Fry’a, którego zwłoki – w geście samobójczej decyzji – wisiały na drzewie w jednym z parków. Przy kolejnym badaniu, Landor odkrywa w lewej dłoni denata kawałek urwanej kartki z fragmentem tekstu, zaś ślady sznura na szyi sugerują pomoc osób trzecich, a ciało mężczyzny zostało tak okaleczone, by usunięto z niego serce. To wszystko sprawia, że z początku prosta sprawa, zmienia się w tajemnicze i okrutne morderstwo. Detektyw, szukając odpowiedzi na pytania, udaje się do Akademii, gdzie bez rezultatu przesłuchuje żołnierzy i generałów. Wieczorem, w barze, poznaje młodego szeregowego, Edgara Alana Poe (Harry Melling) – wrażliwego, wychudzonego, aspirującego poetę z filozoficznym zacięciem, który swoją melancholijną narracją i podejściem do życia pozwala spojrzeć na popełnioną zbrodnię z zupełnie innej strony.

Bielmo | Oficjalny zwiastun | Netflix

Myślę, że spora część z nas wciąż ma słabość do filmów i seriali, które obiecują  rozwiązanie zagadki morderstwa (im bardziej pokręconej, tym lepiej) lub ukazują działania seryjnego mordercy (im gorszego, tym lepiej) i skupiają się na niej w ramach całej swojej fabuły. Drogi się rozchodzą, kiedy mamy wskazać ulubioną konwencję, bo z tą jest różnie i nie każdemu podchodzi do gustu dana estetyka – dla przykładu, o wiele lepiej oceniam kryminalny miniserial HBO Des, o Denisie Nilsenie, który przez lata bezkarnie zabijał niewinnych ludzi, niż osławionego, netflixowego Dahmera, który zmęczył mnie po drugim odcinku. Myślę, że w takiej formie mniej znaczy więcej i zręczność wyczucia oraz zrozumienia natury tematu to przydatna umiejętność, stąd cieszy mnie, że w przypadku Bielma, Scotta Coopera, mogę powiedzieć, że reżyser zrozumiał sporo i trafił w dziesiątkę – przynajmniej w kilku miejscach.

Za każdym razem, kiedy Christian Bale pojawia się na ekranie, zadaję sobie pytanie, czy film, który oglądam, będzie tak dobry jak jego gra aktorska, czy to aktor swoją pracą i talentem, podniesie wartość filmowego dzieła i uratuje go od przeciętności. Jest tak trochę w tym przypadku – łatwość, z jaką Bale odgrywa swoje sceny jest dla mnie niepojęta; wystarczy spojrzenie lub uśmiech rzucony niby od niechcenia, by jego detektyw Landor zrobił odpowiednie wrażenie. Jego wyważone, powściągliwe dawkowanie emocji i natury głównego bohatera, nie dość, że wspaniale pokrywa się z wizualną warstwą filmu, to znajduje sporą przestrzeń dla roli równie ważnej co jego, jednak zgoła innej. Harry Melling, którego możecie głównie kojarzyć z roli Dudley’a Dursley’a z serii o Harrym Potterze, otrzymał zadanie ukazania młodego poety/żołnierza w sposób (zakładam) co najmniej przekonujący, i uwierzcie na słowo, zrobił to celująco. Jego ekscentryczny, neurotyczny, emocjonalnie rozchwiany, raz wyciszony, raz wzburzony Edgar A. Poe to portret zdumiewająco wiarygodny; wystarczy kilka scen by oswoić się z myślą, że Melling jako aktor jest zwyczajnie fantastyczny, a jego wspólne sceny z Christianem Balem to po prostu udowadniają. Ten film, tak prawdę mówiąc, opiera się głównie, nie tyle mocno na zaskakującej zagadce morderstwa (a mógłby), co na bardzo silnym aktorskim talencie zgromadzonym w jednym miejscu – tu również drugi plan robi robotę (Spaw, Anderson, Jones).

Bielmo | Oficjalny teaser | Netflix

Wizualnie, Bielmo jest zachowany w sprawdzonym i lubianym przez Scotta stylu (by wspomnieć tylko jego zeszłoroczne Poroże) i utrzymany w klasycznym, gotyckim klimacie, wzmacniającym mroczny wydźwięk historii. Horror dobrze się trzyma reżysera, który wie jak poruszać się w gatunku i jak wykrzesać z niego korzystne dla siebie tendencje, więc szykujcie się na szaro-zimowy, leśno-cmentarny kolaż kadrów przygotowany przez Masanobu Takayanagiego, bo jest zjawiskowy i wart każdej minuty.

W tej filmowej historii, opartej na noweli o tym samym tytule, brakuje jednak prawdziwego elementu zaskoczenia. Zagadki i tajemnice, które napotykamy po drodze razem z bohaterami, na mniej lub bardziej wprawionym widzu, nie zrobią najmniejszego wrażenia – są dość przewidywalne z natury i czasem wręcz naiwne. Kiedy dochodzimy do finału, okazuje się, że jest dokładnie tak jak przewidzieliśmy jeszcze w I akcie, bo rozwiązanie leży praktycznie na ziemi. Gdy zaś historia stara się nas nieco oszukać i udowodnić, że nie mieliśmy co do niej racji, bo źle ją oceniliśmy, fabularne sztuczki nie robią na nas wrażenia, bo są – od samego początku i w każdej swojej warstwie – zbyt  prawdopodobne, by się nie wydarzyć. Ten aspekt filmu powinien być jego największą siłą, a jest głównym rozczarowaniem.

Nie zraźcie się jednak, bo pomimo powyższego, seans Bielma okazał się zajmujący i zdecydowanie jest dobrym wyborem na piątkowy czy sobotni wieczór – dostarczy Wam odrobiny dreszczyku i mrocznego, gotyckiego klimatu.

Ocena Kasi: 6/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook