piątek, 22 listopada 2024

Wzywam Kate Bush! „Stranger Things” – Sprawdź recenzję serialu, który może być propozycją na weekend!

„Serial Stranger Things nie był tak dobry od momentu swojego debiutu w 2016 roku – powiedzmy więc to głośno i otwórzmy szampana. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć najnowszego, czwartego sezonu, koniecznie to nadróbcie, a jeśli chcieliście przed tym wesprzeć się recenzją, uprzedzam – zawiera spoilery.” – czytamy w recenzji Kasi. Jeżeli jeszcze nie widzieliście czwartego sezonu, to sprawdźcie, czy warto, a jeżeli już go skończyliście, to koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami!

Stranger Things (2022)
prod.: Duffer Brothers
scen.:  Duffer Brothers
wyst.:  Winona Ryder, Millie Bobby Brown, David Harbour, Finn Wolfhard, Gaten Matarazzo, Caleb McLaughlin, Natalia Dyer, Charlie Heaton, Noah Schnapp, Sadie Sink, Joe Keery, Maya Hawke

Rok po wydarzeniach z ostatniego sezonu, Eleven (Millie Bobby Brown) – pozbawiona kompletnie swoich telepatycznych mocy, bez wsparcia Hoopera (David Harbour), nie jest w stanie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W kalifornijskiej szkole pełnej chamskich dzieciaków, w związku z Mike’m (Finn Wolfard) na dość sporą odległość, bez społecznych umiejętności zdobycia nowych koleżanek i kolegów oraz bez wszystkich bliskich przyjaciół wokół, wydaje się być skazana na samotność i niezrozumienie. Nawet obecność Joyce (Winona Ryder) czy Willa (Noah Schnapp) nie pomaga jej w przeżyciu codzienności – naiwna, niepewna i zagubiona nastolatka męczy się każdego dnia.

W tym samym czasie Hooper przebywa w radzieckim więzieniu, gdzie – wiedząc, że jego dni są policzone – szykuje się do ucieczki, z pomocą jednego ze strażników, zaś w Hawkins, pozostała część ekipy, z Dustinem (Gaten Matarazzo) czy Steve’m (Joey Keery) na czele, musi mierzyć się z serią niewyjaśnionych, tajemniczych i makabrycznych śmierci, po których jedynym śladem są przerażająco zdewastowane ciała, a które kompletnie burzą spokój, jaki z trudem udało się przywrócić w mieście. Wszystkie te wątki – rozwijające się symultanicznie – prowadzą powoli, scena po scenie, do rozwiązania zagadki morderstw i uzyskania odpowiedzi na część pytań, które pojawiły się, gdy przekroczyliśmy razem z mieszkańcami Hawkins „drugą stronę” (upside down).

Serial Stranger Things nie był tak dobry od momentu swojego debiutu w 2016 roku – powiedzmy więc to głośno i otwórzmy szampana. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć najnowszego, czwartego sezonu, koniecznie to nadróbcie, a jeśli chcieliście przed tym wesprzeć się recenzją, uprzedzam – zawiera spoilery.

https://youtu.be/DhsHyVDLSQk Stranger Things 4 | Oficjalny zwiastun | Netflix

Ten sezon jest kolejnym, świetnym rozdziałem w paranormalnej, tajemniczej historii amerykańskiego miasta Hawkins, która od samego powstania wydaje się być najwspanialszym urzeczywistnieniem namiętnych wyobrażeń milionów widzów, o tym, co by było, gdyby Stephen King i Steven Spielberg poszli na kawę i opowiedzieli sobie o swoich marzeniach i koszmarach. Tym razem jednak twórcy serialu, bracia Duffer, zamiast całą swoją siłę i energię poświęcić na kolejną, nostalgiczną podróż w głąb lat 80. XX wieku, postanowili skupić się na opowiadanej historii, urozmaiceniu jej i wzmocnieniu poprzez sprawną i barwną wielowątkowość oraz rozwój wielu napisanych przez siebie postaci i umieszczeniu ich w różnych lokacjach. Dzięki temu zdecydowaną większość poruszonej problematyki nawet tej nasączonej typowo młodzieżowymi dramatami (gnębienie El w szkole, wewnętrzne rozterki Willa, których natura wciąż podlega w sieci żywej dyskusji, aż w końcu usilna chęć Lucasa do przynależenia do grupy popularnych dzieciaków) – przyjmujemy z pocałowaniem ręki.

Nie stoją one co prawda w centrum wszystkich motywacji, ale stanowią kluczową rolę w budowaniu charakterów i kształtów każdej z postaci, oraz imponująco napędzają żywotność scenariusza. Jak zawsze zresztą, licealne problemy płynnie przechodzą w głębsze tematy i lądujemy w próbach radzenia sobie z żałobą, gniewem i wyrzutami sumienia, a także w konieczności akceptacji codzienności, swoich emocji oraz potrzeb, a wszystko to w wykonaniu zadziwiająco dojrzałej Max (rewelacyjna w tym sezonie Sadie Sink). Jej podróż od zbuntowanego dzieciaka do rzeczowej, wrażliwej i życiowo doświadczonej nastolatki robi niesamowite wrażenie, a wieńczy ją jedna z najlepszych, najbardziej intensywnych i satysfakcjonujących scen w całym serialu (a może i w historii telewizji?), która do świata żywych przywróciła nie tylko młodą Max Mayfield, ale także najwspanialszą Kate Bush.

Stranger Things 4 | Zwiastun części 2 | Netflix

Bardzo dobrym rozwiązaniem było podzielenie przez twórców wszystkich bohaterów na mniejsze ekipy, bo uwidoczniło to wiele ważnych fabularnych aspektów: Steve Harrington jest niezmiennie dobrem narodowym, które należy chronić przed każdym złem i jego śmierć skutkowałaby zbiorowym załamaniem nerwowym, zaś Jonathan Byers (Charlie Heaton) mógłby jak dla mnie spokojnie pożegnać się z serialem, bo w tym sezonie robił głównie za kierowcę, a więcej emocji wzbudzał jego wiecznie zjarany kumpel, Argyle (Eduardo Franco). Podobnie zaś z wkurzającym Mike’m i stojącym z boku Will’em – cała ta grupa, która dopiero na sam koniec swojej podróży przestaje nudzić i nabiera lekkiego rozpędu, w pewnym momencie zaczyna być uciążliwym przerywnikiem między tym, co w historii Hawkins kręci i podnieca nas najbardziej. Szalenie dobra jest decyzja o połączeniu w przygodową parę, chociaż na chwilę, Nancy i Robin (Natalia Dyer i cudowna Maya Hawke), ponieważ odświeża to formułę siostrzeństwa/kumpelstwa, której doświadczyliśmy w sezonie 3 przy relacji El i Max.

Zresztą, kolejna racja leży po stronie twórców, kiedy w jednej ze scen dają Nancy spluwę w stylu DIY, by mogła stać się, niczym Linda Hamilton w Terminatorze 2 albo Elen Ripley w Obcym, największym, kobiecym kick-ass’em (oczywiście zaraz po El). Ryzykownym, ale jakże opłacalnym posunięciem, było przeniesienie części akcji i ekipy do Związku Radzieckiego. Nikt z nas o tym nie pomyślał, ale – mając wciąż w głowie epicką walkę Hoopera z Demogorgonem – jestem pewna, że każdy potrzebował. Z sercem pełnym goryczy wspominam o cudownym Eddiem Munsonie (Joseph Quinn), bo jako zupełnie nowa postać, zyskał ogrom niezaprzeczalnej sympatii ogółu i sprzedał nam świetną historię. Nosił w sobie ogromny potencjał na rozwój i potencjalne wewnętrzne zmiany, jednak po epickiej scenie na dachu z gitarą w ręku (dzięki której Gen Z odkryje tym razem Metallicę) otrzymał niesprawiedliwie śmierć i sztampowe wręcz pożegnanie.

Na temat najnowszego sezonu Stranger Things można by napisać jeszcze naprawdę wiele – doceniając m.in. konsekwencje i skrupulatność w finale czy jego główny, przerażający na wskroś (zarówno na poziomie scenariusza, jak i efektów specjalnych) czarny charakter oraz wspaniałe, filmowe zapożyczenia i nawiązania do fetyszyzowanych przez braci Duffer lat 80. Czego jednak by nie powiedzieć, jak nie podsumować i określić, amerykański serial rewelacyjnym, czwartym sezonem umocnił niezaprzeczalnie swoją pozycję w panteonie najlepszych produkcji telewizyjnych oraz na zawsze wpisał się do świata popkultury.

Ocena Kasi: 9,5/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook