Ekranowe hity i kity. „Matrix: Zmartwychwstania”
Nowy film z Neo (w tej roli nie zastąpiony Keanu Reeves) nie umknął uwadze Katarzynie Boruckiej, filmoznawczyni z Opola. Czy warto wybrać się na nowego Matrixa do kin?
Reaktywacja, Rewolucje, Zmartwychwstania, Rozczarowania
Matrix: Zmartwychwstania (2021)
reż.: Lana Wachowski
scen.: Lana Wachowski, Aleksandar Hemon, David Mitchell,
wyst.: Keanu Reeves, Carrie-Anne Moss, Yahya Abdul-Mateen II, Jada Pinket-Smiths, Jessica Henwick, Jonathan Groff, Neil Patrick Harris
Thomas Anderson (Keanu Reeves) jest obecnie wziętym na rynku developerem gier komputerowych – odpowiada za stworzenie serii gier „Matrix”, które podbiły świat i które bazowały na jego snach o walce ludzi z maszynami oraz wyblakłych wspomnieniach, z czasów kiedy był Wybrańcem znanym jako Neo, w świecie określanym mianem Matrixa właśnie. Przyuważona przez niego w jednej kawiarni mężatka i matka dwójki dzieci Tiffany (Carrie-Anne Moss), przypomina mu do złudzenia jego dawną miłość i towarzyszkę w akcji – Trinity, jednak nie ma on śmiałości, by zdobyć się w jej kierunku na coś więcej niż odprowadzający do drzwi wzrok i tęskne spojrzenie. W międzyczasie Anderson przymuszony przez korporacje rozpoczyna pracę nad kolejną, czwartą częścią gry i uczęszcza na terapię do swojego psychiatry (męczący Neil Patrick-Harris). Przyjmuje także przepisane przez specjalistę niebieskie tabletki, pozwalające mu zachować równowagę między prawdziwym światem, a wyobrażeniami i wizjami, które coraz częściej go nawiedzają. Pewnego wieczoru poznaje Bugs (Jessica Henwick), która informuje Neo, że musi za nią podążyć, jeśli chce uniknąć konfrontacji z agentem Smithem i jeśli chce poznać prawdę o sobie i otaczającym go świecie.
Pierwsza część Matrixa z 1999 roku, została zainspirowana japońskimi anime, cyberpunkiem, wschodnimi sztukami walki oraz naszpikowano ją religijnymi i duchowymi odniesieniami czy zapierającymi dech w piersiach scenami akcji. Nakręcona przez (jeszcze wtedy) braci Wachowskich, eksplodowała na dużym ekranie, zachwyciła miliony widzów na całym świecie i przed końcem XX wieku zrewolucjonizowała kino jakie znaliśmy do tamtej pory. Była prawdziwym wydarzeniem i fenomenem kulturowym, którego sukces przerósł oczekiwania wszystkich. Zapoczątkowała również modę na długie, czarne, skórzane płaszcze, przyciemniane okulary oraz na telefony firmy Nokia (szczególnie kultowy już model 8110 z klapką). Filmowe kontynuacje – Matrix Reaktywacja oraz Matrix Rewolucje – choć nie były scenariuszowo tak dobre jak początek trylogii, to oferowały bardzo mocne zaplecze techniczne, zapewniając rewelacyjne sekwencje i sceny, nasycając ekrany kin i odtwarzaczy DVD (!) rozrywką najwyższej klasy. Co więc, po ponad 20 latach od premiery pierwszej części, może jeszcze zaoferować franczyza, która umarła śmiercią naturalną, a która pamięta świat z końca poprzedniego wieku? Czy wskrzeszanie Matrixa ma jakikolwiek sens i czy stoi za tym jakaś głębsza refleksja?
Trudno powiedzieć na ile pieniędzy liczyli twórcy czwartej już części z serii, bo efekt przez nich zaprezentowany jest rozczarowujący i marny. Nie udało im się sprowadzić pełnej obsady z poprzednich części – mimo, że mamy dwójkę głównych bohaterów, granych przez Reeves’a i Moss, to naprawdę boleśnie odczuwalny jest brak Laurence’a Fishbourne’a jako Morfeusza i Hugo Veaving’a jako niebezpiecznego agenta Smitha. Choć obydwie filmowe postaci faktycznie powracają, to widzimy ich niestety w nowszych, dużo gorszych wersjach. Od strony technicznej Zmartwychwstania nie mogą równać się w żaden sposób z którąkolwiek z poprzednich części i to z wielu powodów – zrezygnowano z ikonicznego już, przygaszonego, zielonego koloru, który nadawał ton i klimat całej serii, na rzecz optymistycznej palety barw rodem z filmów Marvela lub Disneya. Więcej: za sprawą oświetlenia, wyboru lokacji i sposobu kadrowania, podczas seansu towarzyszy nieprzyjemne poczucie, że ogląda się kolejną produkcje Netflixa z ograniczonym budżetem, a nie blockbusterowy hit za miliony dolarów. Nie oszukujmy się – kiedy w filmie brakuje filozoficznego zaplecza, dobrego scenariusza czy przyzwoitej gry aktorskiej, należy zdobyć serca widzów i uratować seans akcją, wielkimi scenami, które będą nieść rozrywkę i zapewnienie chwilowego chociaż odmóżdżenia. W filmie Wachowski nie mamy ani tego, ani tego – scenariusz pisany na kolanie nie przewidział praktycznie ani jednej dobrej sceny walki, ucieczki czy pościgu. Nawet ta ostatnia, kiedy Neo i Trinity uciekają przed mnożącymi się agentami, nie robi tak wielkiego wrażenia jak np. ta ikoniczna na autostradzie w Matrix Reaktywacja. Tam, gdzie poprzednie serie stawały się oszałamiającym spektaklem efektów specjalnych, sekwencji i świetnie dobranej muzyki, tam najnowsze Zmartwychwstania wyglądają jak przeciętna produkcja telewizyjna.
Wachowski, nim kompletnie rozczaruje was brakiem pomysłu na sceny akcji, wykaże się też nieumiejętnym rozwinięciem całkiem niezłego konceptu i kompletnym pogubieniem się w świecie, który sama stworzyła. Bo nie oszukujmy się – przedstawienie młodemu widzowi matrixowej rzeczywistości w ramach zasad współczesnego gamingu było dobrym zamysłem i gdyby reżyserka nie zwróciła się w stronę historii miłosnej, to być może fabuła byłaby do odratowania. Niestety, wszyscy miotają się między uczuciami Trinity i Neo, a utartymi frazesami o przeznaczeniu i pozornej możliwości wyboru. Gdybyście w jakimkolwiek momencie zasnęli, poszli do łazienki lub zapomnieli na jaki seans przyszliście, bez obaw: Wachowski średnio co 10 minut nawiązuje do pierwszej części Matrixa, ukazując dosłownie fragmenty z filmu (!) i tłumacząc ustami swoich bohaterów w jak okrutnym świecie przyszło im żyć i dlaczego to co robią jest ważne czy potrzebne. Wszystko w tym filmie jest meta, wszystko jest w założeniu samoświadome, zabawne i zamierzone. Reżyserka, pod pretekstem zabawy nostalgią, otwarcie nam mówi, że oglądamy kontynuacje trylogii, która odnosi się do trylogii i bez niej nie istnieje, jednak kompletnie bez szacunku i zrozumienia podchodzi do stworzonego przez siebie (połowicznie, ale jednak) fenomenu i odziera najnowszego Matrixa z tajemnicy, pomysłu i jakości.
Ocena Kasi: 4/10
autor: Katarzyna Borucka
O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji