Na koniec świata i… „Buzz Astral”
Jeśli zastanawialiście się czy w wolnej chwili zajrzeć do kina, mamy dla was odpowiedź w postaci recenzji animacji studia Pixar, „Buzz Astral”, która zawitała do kin. Co według Kasi jest największym plusem tej produkcji, a co niekoniecznie? Odpowiedź znajdziecie w tekście.
Buzz Astral (2022)
reż.: Angus MacLane
scen.: Jason Headley
wyst.: Chris Evans, Keke Palmer, Dale Soules, Taika Watiti, Peter Sohn, Uzo Aduba, James Brolin
Buzz Astral (Chris Evans) jest jednym z najlepszych i najodważniejszych Strażników Kosmosu – wraz ze swoją oficer dowodzącą i najlepszą przyjaciółką, Alishą Hawthorne (Uzo Aduba) przemierzają bezkresy kosmicznych przestrzeni, badając napotkane w podróżach planety. Kiedy wieloosobowa załoga ich wspólnego statku dociera do kolejnej z nich, okazuje się, że zamieszkałe na powierzchni planety obce formy życia, nie są pozytywnie nastawione do nowo przybyłych, a maszyna, którą przylecieli, uległa sporemu zniszczeniu. By móc się wydostać i kontynuować swoje podróże, Buzz i jego załoga musi znaleźć sposób by przetrwać w niesprzyjających warunkach i usprawnić paliwo nadprzestrzenne napędzające statek. W rok po zamieszkaniu na planecie Astral i reszta ekipy, dzięki wybudowanej infrastrukturze i imponującym mocom przerobowym, przygotowuje się do wysłania odważnego Strażnika w kosmos, by ten mógł sprawdzić skuteczność utworzonego paliwa i wprawić w ruch uszkodzony statek. Kiedy jednak okazuje się, że czterominutowy lot – ze względu na dylatacje czasu – trwał naprawdę cztery lata, a kolejne próby naprawy konsekwencji nieudanej ekspedycji kończą się fiaskiem, to dotychczasowe starania Buzza wydają się daremne, a kolejne stoją pod znakiem zapytania.
Pierwszy kadr filmu nie zabiera nas (jeszcze) w kosmos, ale tłumaczy sens swojego istnienia i stanowi swego rodzaju przypominajkę, która mówi nam o tym, że w 1995 roku, mały Andy Davis – któremu wszyscy zazdrościliśmy pokaźnej kolekcji zabawek w każdej z części Toy Story – po seansie właśnie tego filmu (czyli recenzowanego przeze mnie Buzza Astrala) zapragnął z całych sił posiadać figurkę Strażnika Kosmosu, która pojawiła się w sklepach tuż zaraz po kinowej premierze. Tak więc najnowsze Pixarowskie dzieło jest – nie mniej, nie więcej – prequelem do pierwszego Toy Story. Nie nastawiajcie się jednak za bardzo – w animacji Angusa MacLane’a nie ma nawet śladu tego, za co kochamy przygody Chudego i reszty ferajny – a więc oryginalności i potężnego ładunku emocjonalnego, mądrych, życiowych lekcji czy pytań dotyczących m.in. dorastania. Jest co prawda wątek wzajemnych relacji, ukazanie wagi przyjaźni, konsekwencji własnych decyzji i poczucia odpowiedzialności, ale ich sens nie wybrzmiewa jakoś lepiej od tego ukazanego w przeciętnych, telewizyjnych animacjach, nie ma tu specjalnie większej wagi i znaczenia tychże, niż w innych disneyowskich czy pixarowskich tytułach. Brakuje tu również mocnego złego charakteru, antagonisty, przed którym będziemy drżeć, razem z bohaterami oraz którego backstory będzie miało sens. Nowy Buzz Astral – choć wizualnie zachwycający, niejednokrotnie zabawny, jest niesamowicie i nieprzyzwoicie – jak na wysokie standardy studia Pixar – przeciętny. Wplecenie w fabułę wątku LGBT u jednej z postaci – który pewnie miał pozytywnie dołożyć cegiełkę do reprezentatywności społeczności w medium, jakim jest kino i w formie jaką jest animacja – zdaje się być nieco pospieszne i chaotyczne, odbywa się praktycznie tylko w trakcie podróży galaktycznych Buzza i nie pojawia się już później, nie ma więc szans na jakieś większe rozbudowanie i zrozumienie. Ot, jest to zaledwie parę ładnych scenek ukazanych na zasadzie wspomnień – czyli było, minęło. Szkoda, bo przecież nie chodzi o to, by odhaczyć na filmowej check-liście zrealizowany w scenariuszu temat, a o to, by ukazać różne aspekty człowieczeństwa – przyjaźń, miłość, troskę – w ich kolejnej odsłonie.
Niezaprzeczalnym i największym plusem Buzza Astrala, nie jest ikoniczny, zielono-biały kombinezon głównego bohatera, a wspaniały, mechaniczny kompan Strażnika Kosmosu, Kotex, który powinien otrzymać jeszcze więcej czasu ekranowego i więcej wyśmienitych tekstów – jego „Żałuję, że trwam u twego boku” wypowiedziane po niebezpiecznej misji w kosmosie bawi do łez, a urocza relacja, jaką tworzy z Astralem, przypomniała, że kino od dawna nie zaserwowało nam przyzwoitego i prawdziwie śmiesznego, filmowego duetu – takiego na wzór ikonicznego Osła i Shrecka.
Ocena: 5/10
autor: Katarzyna Borucka
O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji