piątek, 22 listopada 2024

Niech spoczywa w (s)pokoju. „Blondynka”

Marilyn Monroe – to jedna z najbardziej rozpoznawanych aktorek  w historii Hollywood. Netflix bierze na warsztat życie Monroe i czerpiąc z bestsellerowej powieści, pragnie uderzyć w nowe tony.

Blondynka (2022)
reż.: Andrew  Dominik
scen.: Andrew Dominik (na podstawie Blonde Joyce Carol Oates)
wyst.: Ana de Armas, Adrien Brody, Bobby Cannavale, Xavier Samuel, Julianne Nicholson

            Marilyn Monroe (właść. Norma Jean Baker) to amerykańska gwiazda filmowa, która już dawno temu przekroczyła granicę szklanego ekranu i celuloidowej taśmy, by z gracją wedrzeć się do naszej popkultury i pozostać w niej – tego jestem pewna – na kolejne dekady. Ta aktorka, modelka, piosenkarka, dziś postrzegana przede wszystkim jako ikona i symbol, to wciąż dla wielu synonim niekwestionowanej kobiecości, uroku, elegancji i klasy. Platynowe loki i czerwone usta stały się jednocześnie jej znakiem rozpoznawczym i przekleństwem, podobnie jak kokieteria, zmysłowość i wdzięk, przez które mało kto – zarówno za jej życia, jak i po śmierci – poważnie ją  traktował. Chociaż mija już 60 lat od jej śmierci, wciąż trudno jednoznacznie powiedzieć, jaka naprawdę była, zaś domyślać się tylko możemy, czego naprawdę pragnęła.

BLONDYNKA 2022 Lektor PL Zwiastun Film Netflix

Nawet jeśli nie widzieliście Słomianego wdowca (1955), doskonale znacie ujęcie nad kanałem wentylacyjnym, w białej, powiewającej do góry sukience, a gdybyście wciąż na liście do obejrzenia mieli film Mężczyźni wolą blondynki (1953), to i tak od dawna w głowie rozbrzmiewa wam Marilyn, cała w różu, śpiewającą z pasją najsłynniejszą piosenkę o diamentach. Wizerunek Monroe od dawna istnieje poza kontekstem, poza ekranem, poza nią samą – jej twarz i ciało przestało do niej należeć w momencie pierwszego filmowego klapsa, w mgnieniu oka stało się publiczną własnością, którą, po dziś dzień, wielu wyrywa sobie zachłannie z rąk. Jednak nie tylko współcześni pragną mieć Marilyn dla siebie – podobnych marzeń nie kryli nigdy mężczyźni, których aktorka znała, zarówno na stopie prywatnej, jak i zawodowej.

            Burzliwe i tragiczne życie M.M. stanowi od lat dla wielu reżyserów, czy pisarzy, powód do rozgrzebywania jej przeszłości, w imię naszej rozrywki i niezdrowej ciekawości. Przez moment zdawało się, że długo wyczekiwana Blondynka w reżyserii Andrew Dominika będzie czymś wyjątkowym w tym temacie; dzięki zwiastunom i zakrojonej kampanii promocyjnej można było odnieść wrażenie, że  najnowsza biografia jest obietnicą świeżego, nowatorskiego wręcz spojrzenia na życie największej, hollywoodzkiej blond-bogini, jednak po seansie netflixowej nowości, mogę śmiało powiedzieć, że mamy do czynienia z klasycznym przykładem przerostu formy nad treścią i fetyszyzowaniem kobiecego cierpienia.

Blondynka | Oficjalny zwiastun | Netflix

Blondynka (oparta na książce o tym samym tytule, autorstwa Joyce Carol Oates) prawdziwą biografią tak naprawdę nie jest: opowiada o życiu Marilyn Monroe (Ana de Armas) w bardzo niezobowiązujący sposób, trochę jakby od niechcenia; w swojej epizodycznej narracji jawi się bardziej jako zbiór wyobrażeń na temat aktorki, bliżej mu do taniego, tabloidowego zestawienia najgorętszych i najgłośniejszych plotek dotyczących jej życia niż dogłębnego spojrzenia czy analizy. Zdarzenia, jakie obserwujemy w filmie, co należy mieć na uwadze, czerpią co prawda z życia aktorki, jednak część z nich to fabularyzowana, wymyślona wersja niedopowiedzeń na temat Monroe. Mamy więc fikcyjno-biograficzny misz-masz: niebezpieczną matkę-schizofreniczkę, która w przypływach złości chciała małą Normę Jean jedynie krzywdzić, mamy aborcje, do których aktorka była parokrotnie zmuszana ze względu na zawód i pozycję; mamy nieumyślne poronienie, wykorzystywanie i gwałt w wykonaniu hollywoodzkich, wpływowych nazwisk. Mamy też wynaturzenia i wyolbrzymienia, ogromną ilość histerii, płaczu, krzyku i nagości, dramatu i tragedii; mamy ujęcia z wnętrza waginy (!), mamy płód, z którym Monroe rozmawia, a także fellatio, którym – według twórców – obdarowała ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna F. Kennedy’ego.

            Wszystko to – niepokojące, wulgarne i zwyczajnie niepotrzebne – prowadzi postać Monroe donikąd. Żadne wydarzenie, oprócz nasilenia potoku łez i traumy u głównej bohaterki, nie pchnęło „fabuły” dalej, nie odsłoniło widzom też czegoś, czego by nie wiedzieli wcześniej – krytyka ówczesnego Hollywood jest tutaj pusta i nic nieznacząca. Andrew Dominik, jako reżyser, usilnie chce nam pokazać, że w całym swoim życiu hollywoodzka gwiazda nie doświadczyła niczego dobrego; każdy dzień był dla niej męką i kończył się traumą, w praktycznie żadnym momencie nie była szczęśliwa i nie miała do tego żadnego prawa. Dominik z widoczną chęcią krytykuje mężczyzn, którzy Marilyn wykorzystywali i pragnęli dla zysku, rozgłosu, jej ciała i urody, wskazuje palcem ich przewinienia i kłamstwa. Po prawdzie on sam mógłby ze spokojem stanąć obok tych, którymi tak gardzi, bo – tak jak i wielu przed nim – uprzedmiotawia Marilyn w pełni; fetyszyzuje nie tylko jej nagie, wystawione na widok wszystkich ciało, czy opuchnięte od płaczu oczy, ale przede wszystkim jej ból, depresje, lęki, emocje i problemy.

            Chociaż wizualna i techniczna strona filmu jest czymś absolutnie wspaniałym i olśniewającym, a odtworzenie ikonicznych zdjęć i występów Monroe wyszło twórcom i de Armas wzorowo, to koniec końców otrzymaliśmy od nich obraz, w którym hollywoodzka seks-bomba jest histeryczną, płaczliwą, niestabilną, naiwną idiotką, cierpiącą na syndrom braku ojca. Tytułowa Blondynka nie ma ani krzty charyzmy, odwagi czy osobowości, a spojrzenie reżysera i reszty twórców na ich tymczasową muzę, nie ma w sobie żadnej empatii i zrozumienia.

Ocena Kasi: 4/10

 

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook