piątek, 26 kwietnia 2024

Niech spoczywa w (s)pokoju. „Blondynka”

Marilyn Monroe – to jedna z najbardziej rozpoznawanych aktorek  w historii Hollywood. Netflix bierze na warsztat życie Monroe i czerpiąc z bestsellerowej powieści, pragnie uderzyć w nowe tony.

Blondynka (2022)
reż.: Andrew  Dominik
scen.: Andrew Dominik (na podstawie Blonde Joyce Carol Oates)
wyst.: Ana de Armas, Adrien Brody, Bobby Cannavale, Xavier Samuel, Julianne Nicholson

            Marilyn Monroe (właść. Norma Jean Baker) to amerykańska gwiazda filmowa, która już dawno temu przekroczyła granicę szklanego ekranu i celuloidowej taśmy, by z gracją wedrzeć się do naszej popkultury i pozostać w niej – tego jestem pewna – na kolejne dekady. Ta aktorka, modelka, piosenkarka, dziś postrzegana przede wszystkim jako ikona i symbol, to wciąż dla wielu synonim niekwestionowanej kobiecości, uroku, elegancji i klasy. Platynowe loki i czerwone usta stały się jednocześnie jej znakiem rozpoznawczym i przekleństwem, podobnie jak kokieteria, zmysłowość i wdzięk, przez które mało kto – zarówno za jej życia, jak i po śmierci – poważnie ją  traktował. Chociaż mija już 60 lat od jej śmierci, wciąż trudno jednoznacznie powiedzieć, jaka naprawdę była, zaś domyślać się tylko możemy, czego naprawdę pragnęła.

https://www.youtube.com/watch?v=WFb2JcIRjpk BLONDYNKA 2022 Lektor PL Zwiastun Film Netflix

Nawet jeśli nie widzieliście Słomianego wdowca (1955), doskonale znacie ujęcie nad kanałem wentylacyjnym, w białej, powiewającej do góry sukience, a gdybyście wciąż na liście do obejrzenia mieli film Mężczyźni wolą blondynki (1953), to i tak od dawna w głowie rozbrzmiewa wam Marilyn, cała w różu, śpiewającą z pasją najsłynniejszą piosenkę o diamentach. Wizerunek Monroe od dawna istnieje poza kontekstem, poza ekranem, poza nią samą – jej twarz i ciało przestało do niej należeć w momencie pierwszego filmowego klapsa, w mgnieniu oka stało się publiczną własnością, którą, po dziś dzień, wielu wyrywa sobie zachłannie z rąk. Jednak nie tylko współcześni pragną mieć Marilyn dla siebie – podobnych marzeń nie kryli nigdy mężczyźni, których aktorka znała, zarówno na stopie prywatnej, jak i zawodowej.

            Burzliwe i tragiczne życie M.M. stanowi od lat dla wielu reżyserów, czy pisarzy, powód do rozgrzebywania jej przeszłości, w imię naszej rozrywki i niezdrowej ciekawości. Przez moment zdawało się, że długo wyczekiwana Blondynka w reżyserii Andrew Dominika będzie czymś wyjątkowym w tym temacie; dzięki zwiastunom i zakrojonej kampanii promocyjnej można było odnieść wrażenie, że  najnowsza biografia jest obietnicą świeżego, nowatorskiego wręcz spojrzenia na życie największej, hollywoodzkiej blond-bogini, jednak po seansie netflixowej nowości, mogę śmiało powiedzieć, że mamy do czynienia z klasycznym przykładem przerostu formy nad treścią i fetyszyzowaniem kobiecego cierpienia.

https://www.youtube.com/watch?v=BN3P1b91u_s Blondynka | Oficjalny zwiastun | Netflix

Blondynka (oparta na książce o tym samym tytule, autorstwa Joyce Carol Oates) prawdziwą biografią tak naprawdę nie jest: opowiada o życiu Marilyn Monroe (Ana de Armas) w bardzo niezobowiązujący sposób, trochę jakby od niechcenia; w swojej epizodycznej narracji jawi się bardziej jako zbiór wyobrażeń na temat aktorki, bliżej mu do taniego, tabloidowego zestawienia najgorętszych i najgłośniejszych plotek dotyczących jej życia niż dogłębnego spojrzenia czy analizy. Zdarzenia, jakie obserwujemy w filmie, co należy mieć na uwadze, czerpią co prawda z życia aktorki, jednak część z nich to fabularyzowana, wymyślona wersja niedopowiedzeń na temat Monroe. Mamy więc fikcyjno-biograficzny misz-masz: niebezpieczną matkę-schizofreniczkę, która w przypływach złości chciała małą Normę Jean jedynie krzywdzić, mamy aborcje, do których aktorka była parokrotnie zmuszana ze względu na zawód i pozycję; mamy nieumyślne poronienie, wykorzystywanie i gwałt w wykonaniu hollywoodzkich, wpływowych nazwisk. Mamy też wynaturzenia i wyolbrzymienia, ogromną ilość histerii, płaczu, krzyku i nagości, dramatu i tragedii; mamy ujęcia z wnętrza waginy (!), mamy płód, z którym Monroe rozmawia, a także fellatio, którym – według twórców – obdarowała ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna F. Kennedy’ego.

            Wszystko to – niepokojące, wulgarne i zwyczajnie niepotrzebne – prowadzi postać Monroe donikąd. Żadne wydarzenie, oprócz nasilenia potoku łez i traumy u głównej bohaterki, nie pchnęło „fabuły” dalej, nie odsłoniło widzom też czegoś, czego by nie wiedzieli wcześniej – krytyka ówczesnego Hollywood jest tutaj pusta i nic nieznacząca. Andrew Dominik, jako reżyser, usilnie chce nam pokazać, że w całym swoim życiu hollywoodzka gwiazda nie doświadczyła niczego dobrego; każdy dzień był dla niej męką i kończył się traumą, w praktycznie żadnym momencie nie była szczęśliwa i nie miała do tego żadnego prawa. Dominik z widoczną chęcią krytykuje mężczyzn, którzy Marilyn wykorzystywali i pragnęli dla zysku, rozgłosu, jej ciała i urody, wskazuje palcem ich przewinienia i kłamstwa. Po prawdzie on sam mógłby ze spokojem stanąć obok tych, którymi tak gardzi, bo – tak jak i wielu przed nim – uprzedmiotawia Marilyn w pełni; fetyszyzuje nie tylko jej nagie, wystawione na widok wszystkich ciało, czy opuchnięte od płaczu oczy, ale przede wszystkim jej ból, depresje, lęki, emocje i problemy.

            Chociaż wizualna i techniczna strona filmu jest czymś absolutnie wspaniałym i olśniewającym, a odtworzenie ikonicznych zdjęć i występów Monroe wyszło twórcom i de Armas wzorowo, to koniec końców otrzymaliśmy od nich obraz, w którym hollywoodzka seks-bomba jest histeryczną, płaczliwą, niestabilną, naiwną idiotką, cierpiącą na syndrom braku ojca. Tytułowa Blondynka nie ma ani krzty charyzmy, odwagi czy osobowości, a spojrzenie reżysera i reszty twórców na ich tymczasową muzę, nie ma w sobie żadnej empatii i zrozumienia.

Ocena Kasi: 4/10

 

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook