poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Czy szykuje się wojna za naszą wschodnią granicą?

Wraz z początkiem kwietnia media społecznościowe obiegło wiele filmów ukazujących przemieszczanie się rosyjskich sił zbrojnych na wschód pod granicę z Ukrainą. Na samym Krymie liczba żołnierzy wzrosła do 33 tysięcy. Dodatkowo wg Rochan Consulting wszystkie jednostki manewrowe położone w rosyjskim południowym okręgu wojskowym rozmieszczone są poza swoimi bazami, co jest sytuacją bez precedensu i należy się temu bacznie przyglądać. Podpisane pod koniec czerwca 2020 r. zawieszenie broni było skuteczne, ale wraz z początkiem 2021 r. sytuacja uległa zmianie.

Mówi się o tym, że celem Federacji Rosyjskiej jest testowanie nowo powołanej administracji Bidena. Waszyngton zareagował szybko, ponieważ zatwierdził już częściowe wycofanie się z Bliskiego Wschodu, by wzmocnić obecność w amerykańskich regionach i państwach sojuszniczych. O ile nie można być pewnym co do tego, że wycofane siły trafią na Ukrainę, to Moskwa już zapowiedziała, że jeżeli to się stanie, to będzie zmuszona podjąć odpowiednie kroki. Coraz więcej słyszy się też m.in. o lotach zwiadowczych amerykańskich samolotów Global Hawk, a także o lądowaniach samolotów transportowych. Są to jednak informacje nieoficjalne.

Na ten moment istnieje wiele wariantów i możliwości potencjalnych uderzeń. Według ukraińskiego wywiadu ze strony Rosji mają miejsce przygotowania do serii prowokacji na granicy, co miałoby się skończyć uderzeniem Kijowa, w efekcie czego można by było uznać go za agresora. Ukraiński analityk wojskowy Yurii Butusov przyznał, że nie spodziewa się ataku teraz, tylko raczej podczas wrześniowych ćwiczeń ZAPAD 2021. Co więcej, trzeba pamiętać o tym, że jeśli Moskwa planowałaby atak w tym momencie, to na pewno nie poprzedziłaby go seria filmów na Twitterze i TikToku. Na tę chwilę rosyjskie media prowadzą kampanię informacyjną, niejako przygotowując mieszkańców Donbasu na eskalację konfliktu. Częstym argumentem jest nieprzygotowanie separatystycznych republik radzieckich do walki z regularnymi oddziałami wojsk ukraińskich. W takim wariancie Rosja musiałaby ruszyć z pomocą, a społeczeństwo wyzwolonych republik znowu mogłoby poczuć się swobodnie.

A jak wygląda sytuacja u naszych wschodnich sąsiadów?

Prezydent Ukrainy Volodymyr Zelensky wraz ze swoją administracją najbardziej stawia na Waszyngton. W rozmowach pomiędzy tymi krajami poruszany był temat m.in. sojuszu wojskowego w rejonie Morza Czarnego, w którego skład wchodziłaby także Mołdawia i Gruzja. Amerykańscy analitycy ostrzegają Bidena przed zbyt pochopnym wspieraniem Kijowa. Podobna sytuacja miała miejsce w 2008 r., kiedy to George W. Bush początkowo wspierał Gruzję, która walczyła z Osetyjczykami wspieranymi przez Rosjan. W tej sytuacji zbyt pewny siebie Kijów mógłby niedokładnie oszacować swoje szanse, co w ogólnym rozrachunku może się źle skończyć dla Ukraińców. Zelensky głośno mówi o tym, że bardzo chce dołączyć do NATO – miałby to być wyraźny sygnał dla Rosji. Na tę chwilę jest to niewykonalne, jednak Ukraina wyciąga asa z rękawa. Ambasador Ukrainy w Niemczech jasno wyraził się na temat możliwości, po które może sięgnąć Kijów w przypadku odrzucenia propozycji dołączenia do sojuszu północnoatlantyckiego. Mowa o broni jądrowej, którą kiedyś Ukraina posiadała, ale zrzekła się jej w 1994 r. w ramach Memorandum Budapesztańskiego. Ukraina rezygnując z niej, mogła liczyć na zaakceptowanie suwerenności i integralności przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Rosję. Ile warte są te postanowienia i co się stało 20 lat później w lutym 2014 r. chyba mówić nie trzeba.

Sytuacja wygląda niekorzystnie z perspektywy Kijowa. Co prawda Polska wspiera Ukrainę i wyraża sprzeciw wobec działań Rosji, jednak nie ma to żadnego realnego wpływu na działania federacji. Co innego Francja lub Niemcy – państwa o znacznie większym potencjalnym wpływie, z którego jednak nie skorzystają. Na ten moment polityka Rosji jest im bardziej przychylna, mimo jawnego sprzeciwu USA. Angela Merkel i Emmanuel Macron kontaktowali się z Vladimirem Putinem ponad głowami Ukraińców, co sprzeciwiało się polityce Ukrainy wobec Donbasu – „nic o nas bez nas”. Dodatkowo zarówno Paryż, jak i Berlin w swoich oświadczeniach informują o podjęciu działań na rzecz deeskalacji przez obie strony konfliktu. Trzeba im przypomnieć, kto kogo zaatakował dokładnie 7 lat temu.

Doszło do sytuacji, w której sojusz północnoatlantycki przechodzi realny sprawdzian. Na ten moment Biden zostaje przez Putina wykreślony z rozmów. Moskwa widzi szansę spełnienia swoich celów popieranych przez Paryż i Berlin, którym Waszyngton jest przeciwny. Chodzi tu np. o Nord Stream 2. Sytuacja zdaje się być trudna dla Zelenskiego, ale na jego szczęści Stany Zjednoczone nie są jedynym sprzymierzeńcem Kijowa. Jest nim też Turcja, która na czele z Erdoğanem współpracuje z Kijowem w ramach wojskowej technologii, która m.in. obejmuje wspieranie produkcji dronów.

Jak się to wszystko potoczy dalej?

Obecnie wojska rosyjskie zostały wycofane z granicy. Eksperci przewidują, że do regularnej wojny nie dojdzie, jednak na tę chwilę mamy do czynienia z tyloma zmiennymi, że trudno jest postawić jasną deklarację i przewidzieć potencjalne skutki. Pamiętajmy o tym, że Rosja wykorzystuje wojnę jako środek do osiągnięcia swoich celów, jednak te często są okraszone ofiarami śmiertelnymi. W 2014 r. podczas Euromajdanu zginęło, według szacunków, około 13 tysięcy osób.

autor: Paweł Sładek

Facebook