piątek, 22 listopada 2024

Ekranowe hity i kity okiem Katarzyny Boruckiej – „Wcielenie”

Katarzyna Borucka, miłośniczka filmów z Opola, tym razem bierze na warsztat horror – „Wcielenie”. Jesteście ciekawi jak go oceniła?

Narodziny kultu, a jego imię to Gabriel (recenzja)

Wcielenie (2021)
reż. James Wan
scen.: Akela Cooper
wyst.: Annabelle Wallis, Maddie Hasson,
George Young, Michole Briana White

Od kiedy mąż Madison Mitchell (Annabelle Wallis), w przypływie niepohamowanego gniewu, rzucił nią o ścianę i zranił tym samym w tył głowy, nawiedzają ją paraliżujące wizje makabrycznych morderstw. Niemal każdego dnia, nie wiedzieć czemu, kobieta ma projekcje, w których jest świadkiem okrutnych zbrodni. Nagle, wszystko w jej życiu zmienia się za sprawą nakładających się na siebie zdarzeń: kiedy w nocy, do jej domu włamuje się nieznany sprawca i zabija jej męża oraz gdy okazuje się, że widziane przez nią zbrodnie dzieją się naprawdę i badane są przez lokalną policje.

James Wan, australijski reżyser, to od wielu lat niekwestionowany król horrorów. Jest niczym Midas tego gatunku – czego się nie dotknie, zamienia w złoto. Otrzymaliśmy od niego osławioną Piłę (2004), która otworzyła drogę dla całej serii sequeli i filmów w stylu gore. Byliśmy świadkami narodzin postaci przerażającego, czerwonego demona w świetnie przyjętym Naznaczonym (2010 i 2013). Największą popularność i uwielbienie publiczności zdobył dzięki dwóm częściom Obecności (2013 i 2016) poświęconym Edowi i Lorraine Warren – parze badaczy zjawisk paranormalnych, którzy udokumentowali setki, jeśli nie tysiące spraw opętań i nawiedzeń. Mimo woli, stoi też za pojawieniem się na ekranach historii lalki Annabelle. Wystarczył kilkusekundowy najazd kamery na jej postać w ostatniej scenie Obecności, by reżyserzy i producenci wszelkiej maści wyczuli potencjał na stworzenie nowego, kinowego uniwersum. Poprzeczka została więc postawiona naprawdę wysoko.

Pierwsze pół godziny, może 40 minut seansu upływa pod znakiem rozpoznawczym Jamesa Wana – wielki dom, wolna przestrzeń w kadrze pozostawiona dla ukrytej gdzieś w tle postaci. Paranormalny wątek, do rozwiązania którego wszyscy dążymy, choć cholernie się boimy. Skrzypiące schody, stukot gałęzi w szyby okien, otwierające się na oścież drzwi, włączający się w nocy telewizor… Filmowe klisze, które każdy z nas widział i których – nie oszukujmy się – każdy się spodziewał. Wszystko nabiera ciekawszych barw, kiedy poznajmy bliżej Gabriela, tajemniczą postać, wokół której skupiają się lęki głównej bohaterki. To agresywna forma zła, która pojawia się dosłownie znikąd i kontroluje otoczenie Madison. Niezwykle brutalnie zabija w przeciągu paru sekund i nim zdążymy się obejrzeć, znika z pola widzenia. Żeby jednak nie było nudno i sztampowo, James Wan postanowił opowiedzieć nam o tym wszystkim, w nowy dla siebie sposób. Sposób, którego nikt się po nim nie spodziewał.

Wcielenie - oficjalny zwiastun/źródło: YouTube

Kamp jest estetyką w sztuce, która najprościej rzecz ujmując, docenia rzeczy w złym guście. Kiedy mówimy o kampie, mówimy również o świadomym, pełnym humoru przerysowaniu, o zabawie absurdem i schematami. To uwielbienie dla złego smaku przy jednoczesnym adorowaniu piękna i dystansie do prezentowanych treści.

James Wan postanowił odejść od znanej sobie stylistyki horroru i wejść z hukiem w kampowe ramy. Jego Wcielenie jest szalonym miksem, w którym estetyka filmów z lat 80. rodem z kaset VHS spotyka się z włoskim giallo i Martwicą Mózgu Petera Jacksona. Mamy tutaj wylewające się zewsząd hektolitry krwi i łamane co chwilę kości, nocny pościg jak z typowego akcyjniaka i co najmniej dwie genialne sceny – ataku w celi więziennej i walki na komisariacie policji. Zawarta w nich choreografia, szybkość, humor, brutalność oraz brawura zasługują na uznanie. Porozrzucane przez reżysera elementy układanki, które ostatecznie doprowadzają nas do makabrycznego i groteskowego finału, mogą z czasem wydawać się nielogiczne lub wzbudzać śmiech, ale to właśnie o to chodzi. James Wan bawi się konwencją, a my, jeśli zapomnimy o tym co widzieliśmy w jego poprzednich produkcjach, możemy razem z nim.

Jestem pewna, że za jakieś 5 może 10 lat, Wcielenie zyska miano filmu kultowego i zbierze wokół siebie rzesze fanów, podobnie jak Martwe Zło Sama Raimiego. Ujawnienie czym, a właściwie kim jest Gabriel było jednym z lepszych kinowych przeżyć w ostatnim czasie – od tego momentu do samego końca mamy szaleńczą jazdę bez trzymanki. Pędźcie do kina, by zobaczyć film na dużym ekranie, bo obrazów takich jak ten, praktycznie już się nie kręci.

Ocena Kasi: 8/10

Facebook