Ekranowe hity i kity okiem Katarzyny Boruckiej. „Wesele”
Tym razem Kasia Borucka bierze na tapet najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego. Tę polską produkcję możecie obecnie oglądać także w opolskich kinach.
Dwie stodoły
Wesele (2021)
reż. Wojciech Smarzowski
scen.: Wojciech Smarzowski
wyst.: Agata Kulesza, Robert Więckiewicz, Michalina Łabacz, Mateusz Więcławek,
Arkadiusz Jakubik, Andrzej Chyra, Ryszard Ronczewski, Agata Turkot, Tomasz Schuchardt
Jeden dzień z życia rodziny Wilków. Kasia (Michalina Łabacz), w zaawansowanej ciąży, staje na ślubnym kobiercu, licząc, że tuż po ceremonii i weselnej zabawie spełni marzenia o własnym biznesie w Irlandii. Jej wybranek, Janek (Przemysław Przestrzelski) zdaje się nie do końca nadawać do nowej roli i kompletnie nie dostrzega potrzeb ukochanej. Jej matka, Elżbieta (Agata Kulesza) walczy z własnymi demonami, obserwując z daleka jak mąż Ryszard (Robert Więckiewicz), zamiast skupić się na weselu córki, desperacko ratuje przed upadkiem zadłużoną po uszy firmę. To wszystko dzieje się w rytm discopolowych szlagierów, między jednym kieliszkiem wódki a drugim, w otoczeniu rozlewającej się zewsząd głupoty, najcięższych polskich wad i kompleksów, w gronie patologicznych kłamców i rasistów, zaciekłych ksenofobów czy po prostu zwykłych antysemitów. Dla Smarzowskiego jest to wyśmienita okazja, by opowiedzieć historie pogromie Żydów w Jedwabnem – weselne otoczenie, selektywnie dobrane przez reżysera, ma nam w dwie godziny wyjaśnić lata czy nawet dziesięciolecia ludzkich zachowań i zaniedbań, przybliżyć genezę polskiej nienawiści i ugruntować przekonanie, że człowiekowi bliżej jest do świni niż do małpy.
Obrana przez reżysera metoda sprawdzała się niejednokrotnie – atakowanie widza w bezpośredni, bezpardonowy sposób stało się jego znakiem rozpoznawczym. Dziś, kiedy widzowie idą na jego filmy, spodziewają się masakry, wizualnego i emocjonalnego rozjechania. Smarzowski, jak żaden inny polski reżyser, ma pewien dar i umiejętność, ale w gruncie rzeczy też odwagę, by ukazać tą część polskości, która jest dla nas destrukcyjna i rujnująca. Jeśli spojrzeć na jego filmografię, to Polska jest dla niego jak głęboka, nigdy niezagojona rana, z której co rusz odkleja plastry i zdrapuje strupy; rana z której wciąż leje się krew. Nasze wady i przywary są dla niego jak choroba przekazywana sobie przez pokolenia, na którą nie ma lekarstwa. Wszystko to, co nam do tej pory ukazywał, niosło ze sobą ogromny ciężar, ale w jakimś sensie miało charakter terapeutyczny – opowiadał nam o nas samych, o społeczeństwie, w którym jesteśmy i które tworzymy, a my jak na sesji u psychologa przytakiwaliśmy, rozpoznając co chwilę nasze słabości. Tym razem jednak coś nie wyszło i Smarzowski zamiast sesji zafundował nam odgrzewany, niedzielny obiad – znośny do przełknięcia, ale powoli tracący smak.
Reżyser Wesela nie sili się na metafory, nie czeka też specjalnie aż rozsiądziemy się wygodnie w fotelu – już w pierwszej scenie zrównuje nam dziecięce USG z obrazem Holokaustu, bo nie ma czasu na żadne gierki, a i najpewniej nie chce nas w niczym oszukiwać – w końcu przyszliśmy na jego film. Chcecie pannę młodą? Dostaniecie, ale w zaawansowanej ciąży. Chcecie rodzinne konflikty i problemy? Jasne, ale to wciąż tylko alkohol, długi i zdrady. Religia i kościół? Ok, ale pamiętajcie, że ksiądz to menda i szuja. Nie zrozumcie mnie źle – mam pełną świadomość jak bardzo nasze państwo, prawo, społeczeństwo czy religia potrafią być ułomne, jak wiele krzywd może wyniknąć ze źle rozumianego dobra i jak bardzo ważne jest, by dziś, przy tak ogromnej polaryzacji polskiego społeczeństwa, móc odnaleźć wspólny język, nie odrzucając i nie raniąc przy tym nikogo. Jednak język, którym posługuje się tym razem Smarzowski jest ograniczeniem samym w sobie – kontrasty na które się powołuje są żałośnie proste. Nie wierzy w naszą inteligencje i umiejętność odczytania powiązań między Polską z 1941 roku a Polską z 2021.
Według niektórych opisów promujących film, mamy do czynienia z historią o miłości. I tu się zgadzam – niezwykle subtelnie zbudowana, delikatnie snuta, pięknie ukazana opowieść o przejmującej miłości skazanej na niepowodzenie – miłości polskiego chłopaka do żydowskiej dziewczyny. Oglądamy ją równolegle do zdarzeń weselnych – głównym świadkiem i uczestnikiem w obydwóch rzeczywistościach jest dziadek panny młodej, Antoni Wilki (ujmujący Ryszard Ronczewski). Jego młodsza wersja została odegrana przez Mateusza Więcławka wyjątkowo dojrzale – młodzieńcza fascynacja i porywy serca osadzone w okrucieństwach wojny w jego spojrzeniu zyskały na nieopisanej autentyczności. To głównie dzięki niemu film Smarzowskiego unosi się na wodzie, zamiast szorować po dnie.
Reżyser Róży zanurzył się w historii naszego kraju i odkrył ponownie jej czarne karty. Trudno oceniać czy dopadło go wypalenie zawodowe czy przekonanie o własnej nieomylności, niemniej w najnowszym Weselu zabrakło pierwiastka, który by sprawił, że będziemy w stanie zebrać się na chwilę prawdziwej, niewymuszonej refleksji. W ferworze weselnych emocji pamiętać należy o tym co najważniejsze, a co niestety umknęło i niedostatecznie wybrzmiało w filmie: w Polsce były dwie stodoły – w jednej mordowano Żydów, w drugiej dawano im szanse na przeżycie.
Ocena Kasi: 4/10
autor: Katarzyna Borucka
O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji