piątek, 29 marca 2024

Filmy na celowniku. Mroczne propozycje na halloween

Powoli zbliżamy się do najbardziej znanego święta duchów, demonów, wampirów i wszelkich strachów czyli osławionego Halloween. Z tej okazji, na każdy weekend, przygotowałam dla was zestawienie trzech horrorów, które naprawdę warto obejrzeć, wypada znać lub po prostu fajnie powtórzyć w ramach halloweenowego, wieczornego seansu.

W każdym zestawieniu mamy filmy, które w mojej ocenie godnie reprezentują gatunek, a ich klimat jest często niemożliwy do podrobienia. Filmy te, mniej lub bardziej, wyznaczyły w kinie (lub wciąż wyznaczają) nowe trendy i standardy. Każdy weekend, aż do niedzieli 31 października, ma swój temat przewodni. Ten upłynie nam pod znakiem klasyki. Tutaj wybór był naprawdę trudny, bo decydując się na konkretne tytuły, drogą eliminacji odrzucałam całą resztę – i to z wielkim bólem serca. Przed wami trzy filmy – według mnie jedne z najlepszych i najważniejszych horrorów XX wieku. Zaczynamy!

Lśnienie (The Shining, 1980)

Początkujący pisarz, walczący z alkoholizmem i niemocą twórczą, Jack Torrance (Jack Nicholson) przyjmuje nową posadę stróża i razem ze swoją rodziną – żoną Wendy (Shelley Duvall) i synkiem Dannym (Danny Lloyd) – przeprowadza się zimą do ogromnego, opustoszałego hotelu Overlook. Winny jest doglądać budynku, naprawiać drobne rzeczy, dbać o ogrzewanie. Mężczyzna głęboko wierzy, że spokój i cisza będą jego sprzymierzeńcem w trakcie pisania. Nie jest zrażony zasłyszaną, mroczną opowieścią o Delbercie Grady’m (Philips Stone), który kilka lat wcześniej, w tym samym hotelu, w przypływie złości, zabił swoją rodzinę a później siebie. Czas pokazuje jednak, że długotrwała izolacja i samotność mają fatalny wpływ na Jacka – miesiące spędzone nad kartkami maszynopisu oraz brak kontaktu z ludźmi potęgują w nim nieopisaną agresje. W tym samym czasie Danny zaczyna intensywnie odczuwać obecność zamieszkujących hotel duchów, uaktywniając w sobie niezwykły dar widzenia – tytułowe lśnienie.

Książkowy pierwowzór autorstwa Stephena Kinga posłużył jedynie jako szkic do stworzenia filmowej historii rodziny Torrance’ów. Reżyser, Stanley Kubrick, w swoim niekwestionowanym geniuszu, zdecydował się zbudować atmosferę horroru na własnych zasadach – nie ma ciemnych, ponurych zakątków, przepalonych żarówek, nie ma awarii prądu, skrzypiących drzwi i podłóg czy cieknącego sufitu – jest za to realne zło, groza i szaleństwo. Nieskończona ilość pokoi i pięter w hotelu Overlook napawa strachem. Reżyser zmienił panujące powszechnie przekonanie o złu kryjącym się w ciemnościach, wszelkie demony zamieszkujące budynek ukazał na tle jasno oświetlonych ścian. Strach i paranoje, wyczuwalne od początku filmu, potęguje niesione przez ściany korytarzy echo „Come play with us.”, połączone z pamiętnym „All work and no play, makes Jack a dull boy” („Nudzą Jacka takie sprawy, ciągła praca, brak zabawy”) napisanym przez Jacka na tysiącach stron swojej książki.

Trudno w skrócie opisać jak genialne jest Lśnienie Stanleya Kubricka. To bez wątpienia arcydzieło. Praca kamery (steadicam), muzyka (scena otwierająca!), mnogość interpretacji oraz kreacje aktorskie (zatrważający Jack Nicholson) to tylko niektóre z jego niezaprzeczalnych zalet. Niech was nie zwiodą i nie zrażą informacje o (kompletnie niesłusznych) nominacjach do Złotych Malin, ani recenzje krytyków z tamtych lat. Lśnienie jest filmem unikatowym i ponadczasowym, który nigdy nie doczekał się godnego następcy. Więcej – popkultura zdążyła nie raz odnieść się do legendarnych już scen z bliźniaczkami czy pokoju nr 237 tym samym kłaniając się nisko dziełu Kubricka. Niepokojący ton filmu łączy w sobie suspens Alfreda Hitchocka i terror współczesnych horrorów. Sugestywne obrazy takie jak wylewające się z windy morze krwi czy poćwiartowane i porozrzucane w hotelu ciała naprawdę przyprawiają o dreszcze. Sceny z Lśnienia zostaną z wami na długi, długi czas.

Lśnienie - zwiastun

Duch (Poltergeist, 1982)

Amerykańska rodzina Freelingów wprowadza się do nowego, pięknego domu na przedmieściach. Kiedy dowiadujemy się, że posiadłość wybudowano na starym cmentarzysku Indian, wymarzona sielanka i spokój zamieniają się w koszmar, a wszyscy po kolei zaczynają odczuwać obecność duchów i doświadczać paranormalnych aktywności. Meble zmieniają nagle miejsca – krzesła, stoły, talerze przesuwają się, układają we wzory i rzędy. Nawet pogoda staje się niepokojąca – coraz częściej pojawiają się chmury i deszcze, a kalifornijskie słońce ukazuje się coraz rzadziej. Pewnej burzowej nocy, ogromne drzewo zasadzone przed domem atakuje Robbiego (Oliver Robbins) a jego siostra Carole Ann (Heather O’Rourke) zostaje porwana do świata duchów przez tajemnicze siły zła. Rodzice, Steve (Craig T. Nelson) i Diane (JoBett Williams) zwracają się po pomoc do medium (Zelda Rubinstein) i dowiadują, że córka przetrzymywana jest przez mroczny byt pełen wściekłości i goryczy. Dla małej Carole Ann ma on prezencje innego dziecka, lecz w rzeczywistości jest „prawdziwą bestią”.

Wyreżyserowany przez Tobe’a Hoopera i wyprodukowany przez Stevena Spielberga, należący już do klasyki Duch, znakomicie przetrwał próbę czasu. Efekty specjalne zachwycają po dziś dzień, choć od premiery filmu mija 39 lat. Ukazanie „bestii” to jedna z najlepszych scen w historii kina, można śmiało pozazdrościć widzom, którzy w 1982 roku zobaczyli ją pierwszy raz na dużym ekranie. Mała, blondwłosa Carole Ann wpatrzona w ekran telewizora i jej osławione „Theeeey’re heeeereeee” to czysty synonim grozy i chyba najlepiej zobrazowana w kinie obecność duchów – Hooper udowodnił, że nie potrzeba tanich chwytów, by przerazić widza do głębi i zmrozić mu krew w żyłach. Duch, jak mało który film poświęcony tematyce nawiedzonych domów, idealnie wprowadza widownie w historię rodziny Freelingów – tu nie ma zbędnych scen czy dialogów, złego scenariusza czy ścieżki dźwiękowej – wszystko ze sobą współgra na najwyższym poziomie.

To, co sprawia, że Poltergeist jest horrorem przekraczającym granice, to nie tylko strona techniczna czy fabularna, a szereg tragedii, które wydarzyły się na przestrzeni lat, w czasie kręcenia pierwszej części i jej kontynuacji. Nagłe choroby, wypadki i śmierci aktorów czy członków ekipy filmowej pracującej na planach serii wzmocniły przekonanie, że istnieje klątwa, wisząca nad każdym, kto miał cokolwiek wspólnego z projektem. Niezależnie w co uwierzycie, pamiętajcie, że przed nużącym Paranormal Activity były już lepsze historie o zjawiskach paranormalnych i Duch jest tego najlepszym przykładem.

Egzorcysta (The Exorcist, 1973)

12-letnia Regan MacNeil (Linda Blair) bawiąc się znalezioną w piwnicy planszą Ouija, nieświadomie przywołuje tajemniczą postać, która przedstawia jej się jako „Kapitan Howdy”. Tuż po tym zaczyna doświadczać w swoim domu nietypowych i niebezpiecznych zdarzeń, jej matka Chris (Ellen Burstyn) przyznaje, że od dłuższego czasu słyszy dziwne dźwięki dobiegające ze strychu. W niedługim czasie dziewczynka z uroczej i spokojnej przemieni się w agresywną, obsceniczną i wulgarną, a rodzicielka będzie dwoić się i troić, by zapobiec podobnym sytuacjom. Zrozpaczona kobieta udaje się do niezliczonej ilości lekarzy, jednak nie przynosi to pożądanego skutku – żaden z nich nie wie co dolega Regan. Wielu będzie sugerowało problemy psychiczne związane z rozwodem rodziców. Kiedy po kolejnych badaniach, testach i serii niepokojących zdarzeń, stan dziewczynki drastycznie się pogarsza, jeden z psychiatrów dostrzega – choć z politowaniem i powątpiewaniem – rozwiązanie w egzorcyzmach.

Tym sposobem poznajemy księdza Damiena Karrasa (Jason Miller) zmagającego się kryzysem wiary i chorobą matki oraz ojca Lankestera Merrina (legendarny Max Von Sydow). Od tego momentu zaczyna się najmroczniejszy spektakl jakie widziało w tamtym czasie kino – intensywna gra między siłami dobra a zła, między wartościami, nadzieją a grzechem. Reżyser, William Friedkin zabiera widza w dramatyczną wymianę światopoglądów, pyta nas o naszą wiarę i poczucie bezpieczeństwa. Przerażeni, zniesmaczeni, oburzeni – tacy byli w latach 70. widzowie oglądający Egzorcystę. Część z nich zarzekała się, że drugi raz nie obejrzy filmu, część zachwycała się atmosferą stworzoną przez Friedkina, podczas gdy reszta… mdlała i wymiotowała w trakcie projekcji. Obsługa kina czekała przed drzwiami w razie konieczności udzielenia pomocy – kobiety płakały i trzęsły się na całym ciele, mężczyźni w milczeniu i osłupieniu spoglądali na siebie. Wielu twierdziło, że Friedkin sam musi być opętany przez szatana siląc się na skandal natury religijnej, tworząc tak obrazoburcze i kontrowersyjne dzieło. Fenomenem był fakt, że mimo ogromnego strachu i wiary w przedstawione w filmie wydarzenia, ludzie tłumnie podążali do kin, chcąc doświadczać tego, co przez lata było dla nich nieobecne i niewyjaśnione.

Egzorcysta jest uznawany po dziś dzień za jeden z najstraszniejszych filmów w historii kina. Co więcej, często przy jego opisie padają określenia „przerażający”, „najlepszy”, „niepowtarzalny”, „niezastąpiony”. Choć dwa ostatnie epitety były wielokrotnie poddawane próbie przez rozmaitych twórców (kontynuacji i nawiązań do obrazu Friedkina było naprawdę sporo, a o Ezgorcyzmach Emily Rose słyszeliśmy chyba wszyscy) to nie sposób nie zgodzić się z pierwszym: mamy do czynienia z przerażającą historią, która przetrwała próbę czasu i broni się 48 lat po premierze. Możliwe, że osławiony „spider-walk”, mroczna charakteryzacja czy spowite mgłą uliczki nie wzbudzają we współczesnym widzu tak intensywnych reakcji jak w latach 70., myślę jednak, że wieczorny seans z filmem Friedkina zadowoli nawet najwybredniejszego kinomana.

Katarzyna Borucka

O autorce: To wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook