czwartek, 28 listopada 2024

Wciąż żywy! „Elvis” – Sprawdź, dlaczego warto zobaczyć ten film

„Jeżeli Rami Malek i jego sztuczne zęby w Bohemian Rapsody zasłużyły na Oscara, to Austin Butler i jego uniesione do góry włosy powinny otrzymać ich co najmniej kilka.” – czytamy w recenzji Kasi. Co jeszcze sprawia, że warto wybrać się na tę biograficzną opowieść jednej z największej ikony pop-kultury?

Elvis (2022)
reż.: Baz Luhrmann
scen.:  Baz Luhrmann, Sam Bromell, Craig Pearce, Jeremy Doner,
wyst.:  Austin Butler, Tom Hanks, Olivia DeJonge, Helen Thomson, Richard Roxburgh

Pułkownik Tom Parker (Tom Hanks), samozwańczy manager gwiazd piosenki, słysząc w radiu najnowszy, rock&rollowy hit z małej wytwórni, zaśpiewany głębokim, męskim głosem, obiecuje sobie odnaleźć jego wykonawcę. Widząc wkrótce na małej, lokalnej scenie młodego piosenkarza – wprawiającego w ruch swoje biodra i doprowadzającego do głośnego wybuchu niekontrolowanego entuzjazmu kobiecej części widowni – postanawia poświęcić życie na zbudowaniu jego kariery – kariery większej niż życie, większej niż te, które do tej pory widział świat. Parker ma tym samym zostać – jakżeby inaczej – multimilionerem, zaś młody mężczyzna, wyginający się w rytm tanecznych melodii, wielką, niekwestionowaną gwiazdą. Tym młodym mężczyzną jest, nie kto inny, jak Elvis Presley (Austin Butler).

Ogromna część filmowych biografii cierpi na wiele charakterystycznych przypadłości – celowe pominięcie kluczowych momentów z życia głównego bohatera, źle czy słabo dobrana obsada, romantyzowanie niechlubnych zachowań i sytuacji, ckliwe podejście do tematu, mocno przerysowany obraz społecznego i kulturowego odbioru bohatera, brak ciekawych postaci drugoplanowych i wiele, wiele innych. Baz Luhrman – któremu zawdzięczamy m.in. wspaniałe Moulin Rouge z 2001 roku – stara się szczerze i z miłością podejść do historii Elvisa i  – zgrabnie omijając powyższe – w swoim krzykliwym, szybkim, kolorowo-brokatowym, nieco ekscentrycznym stylu, opowiedzieć o drodze sławnego piosenkarza na szczyt. Szczerze, nie owijając w bawełnę, wychodzi mu to wspaniale, wręcz koncertowo. Filmowi nie brak co prawda minusów, jednak pomimo mniejszych lub większych wad, dzięki swojej narracji i (przede wszystkim) formie, jest w stanie przekazać, w sposób zachwycający i ekscytujący, historie życia Króla Rock&Rolla i wiele prawd o społeczeństwie z poprzedniego wieku, czy zwykłych ludzkich ułomnościach, okraszonych odpowiednią ilością błyskotek, dramatu i namiętności.

ELVIS - Oficjalny zwiastun #1 PL

Zacząć należy od wisienki na torcie, głównego dania, od tego, co najlepsze i tego, dzięki czemu taśma filmowa tętni życiem, czyli od młodego Austina Butlera, który w ciągu prawie trzech godzin daje jeden z najlepszych występów w tym roku, którego energia – wypełniająca ekran po samiutkie brzegi – jest wprost niesamowita. Butler jako Elvis rozpala scenę do czerwoności, pod jego nogami (lub raczej biodrami) płonie każda deska, a na widowni płonie każde dziewczęce i kobiece serce. Jest idealnym Elvisem, w każdej jego odsłonie – w różowym, odważnym kostiumie z czasów debiutu, z zuchwałym spojrzeniem w rozkwicie kariery, z etapów większych i mniejszych powrotów, aż do jego ściskającego serce, ostatniego koncertu, w 1977 roku. Butler idealnie operuje akcentem i głosem, nie potrzebuje playbacku, bo sam wykonuje piosenki Presley’a, za co należą mu się gromkie brawa, gdyż robi to wyśmienicie, łącząc razem czystą zabawę i należyty hołd. Jego interpretacja Elvisa nie ociera się nigdy o kicz, zarówno on, jak i Luhrmann, patrzą na sławnego piosenkarza czule i ze zrozumieniem. Jeżeli Rami Malek i jego sztuczne zęby w Bohemian Rapsody zasłużyły na Oscara, to Austin Butler i jego uniesione do góry włosy powinny otrzymać ich co najmniej kilka.

ELVIS Baza Luhrmanna - Oficjalny zwiastun #2 PL

W filmie, z bliską do teledyskowej formie, z tak energicznymi, z elektryzującymi numerami muzycznymi, niekwestionowanym talentem w postaci młodego Austina Butlera, z szybkim montażem, nagłymi zbliżeniami, z ogromną ilością cekinów, brokatu i mocnych kolorów, trudno dobrać równie intensywny czy ciekawy czarny charakter. W tej historii jest nim pułkownik Parker, który – niczym Antonio Salieri w Amadeuszu Miloša Formana – jest również jej narratorem i to z jego perspektywy opowiadane jest życie Elvisa. Tom Hanks w tej roli wzbudza nieco mieszane uczucia – z jednej strony jego akcent i sposób ukazania toksycznego megano zakrawa często o niepotrzebne szarżowanie (nic tylko czekać aż zacznie złowieszczo podkręcać w palcach wąs), z drugiej zaś idealnie wkomponowuje się w formę i narrację, jaką obrali twórcy. Dzięki temu, Elvis, to wielobarwna walka dobra ze złem, bitwa między sztuką a mamoną, pojedynek między nadzieją a nieprzyzwoitą zachłannością.

Oprawa muzyczna (silne wpływy czarnej muzyki na przyszłe brzmienie Elvisa zostały tu świetnie uchwycone), ekscytująca i rewelacyjna ekspozycja oraz magnetyzm bijący z głównej roli sprawiają, że trudno usiedzieć w trakcie seansu, zaś dobry scenariusz i reżyseria oraz aktorskie wyczucie, pozwalają w Presley’u dojrzeć jego ludzką twarz. Twórcom udało się wskrzesić Elvisa i ożywić wspomnienie po nim, więc jeśli po seansie, będziecie chcieli włączyć jakąś składankę z jego hitami, nie wahajcie się minuty i oddajcie Królowi hołd.

Ocena: 8/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook