niedziela, 28 kwietnia 2024

Ekranowe hity i kity. „Śmierć na Nilu”

W kinach, detektyw Herkules Poirot pracuje nad zagadką tajemniczego morderstwa – przeczytajcie recenzję a przekonacie się czy warto obejrzeć Śmierć na Nilu!

Who killed who?

Śmierć na Nilu (2022)
reż.: Kenneth Branagh
scen.: Michael Green
wyst.: Kenneth Branagh, Tom Bateman, Annette Bening, Russell Brand, Ali Fazal, Dawn French, Gal Gadot, Armie Hammer, Rose Leslie, Emma Mackey, Sophie Okonedo, Jennifer Saunders, Letitia Wright

 

Późny wieczór, zatłoczony, nocny klub. Jazzowa piosenkarka, Salome Otterbourne (Sophie Okonedo) uwodzi głosem i porywa do tańca zgromadzonych gości. Jacqueline „Jackie” de Bellefort (Emma Mackey) w pięknej, czerwonej sukni tańczy ze swoim narzeczonym, Simonem Doyle’m (Armie Hammer), by później przedstawić go swojej przyjaciółce z czasów szkolnych, olśniewającej bogaczce Linnet Ridgeway (Gal Gadot). Ta zaś, za namową Jackie, zatrudnia mężczyznę u siebie, wymieniając z nim długie, znaczące spojrzenie, pozostawiając de Bellefort w lekkim zdziwieniu i otępieniu. Nie umyka to wszystko uwadze siedzącego w rogu, wybitnego i cenionego detektywa, znanego jako Herkules Poirot (rewelacyjny w tej roli Kenneth Branagh). Sześć tygodni później Poirot odpoczywa w Egipcie i podziwia widoki, kiedy spotyka swojego przyjaciela Bouc’a (Tom Bateman), który zaprasza detektywa na przyjęcie zorganizowane z okazji ślubu swoich przyjaciół, obiecując tym samym świetną zabawę i towarzystwo. Będąc na miejscu, Poirot spotyka całą plejadę osobistości (i osobowości) oraz poznaną wcześniej parę zakochanych, z jedną różnicą – wybranką Simona Doyle’a okazuje się nie Jackie, a piękna Linnet. Obserwując wszystkich zebranych, Poirot zdaje sobie sprawę, że trafił na naprawdę ciekawe towarzystwo, niemniej, to dopiero podróż ekskluzywnym statkiem wycieczkowym „Karnak”, na którym dochodzi do wstrząsających zbrodni, uzmysławia mu, że zebrani na jego pokładzie goście, mają wiele do ukrycia.

Parę lat temu Kenneth Branagh uraczył nas filmem na podstawie książki Agathy Christie i poniósł klęskę. Jego Morderstwo w Orient Expresie (2017) było mocno rozczarowujące, bez polotu i energii. Drugie zmierzenie się Brytyjczyka z postacią belgijskiego detektywa jest na szczęście o niebo lepsze – Śmierć na Nilu daje sobie więcej czasu na wprowadzenie, oswojenie nas ze wszystkimi postaciami i pozwala sobie nawet na czarno-biały, wojenny prolog kreślący historię Poirota, jego miłości, społecznego wycofania się i… jego charakterystycznych wąsów. Nie jest idealnie, jednak Branagh serwuje nam rozrywkę i morderczą zagwozdkę na naprawdę niezłym poziomie – tym razem, jako reżyser, zdecydowanie okazał serce i zaangażowanie historii napisanej przez Christie.

https://www.youtube.com/watch?v=XuqV0Kp2Mxo Śmierć na Nilu | oficjalny zwiastun | 2020

Ta interpretacja losów znanego detektywa pozwala cieszyć się tajemnicą morderstwa tak jak w przypadku praktycznie każdej książki brytyjskiej autorki. Mamy do odgadnięcia zagadkę, którą rozwiązujemy niespiesznie, poznając powoli obserwowany skrupulatnie przez śledczego ciasny krąg podejrzanych. Nie każdy z nich otrzymuje dostatecznie dużo ekranowego czasu, jednak wystarczająco dużo, by zaciekawić widzów i sprawić, że – przynajmniej co niektórych – obdarzą sympatią. Zdecydowanie wyróżnia się w swojej roli Russel Brand, któremu przypadła postać eksnarzeczonego Linnet, lekarza Windleshama, czy energetyzująca Sophie Okonedo jako Salome Otterbourne. Na podium plasuje się jednak pierwszoplanowy i niezastąpiony Herkules Poirot, bo dzięki wykonaniu Kennetha Branagha, nie można oderwać od niego oczu – jest ekscentryczny, zabawny, inteligentny i świadomie, delikatnie przerysowany.

Zaskakująco dobrym i jakże niespotykanie świeżym jest wybór do filmu utworów bluesowej piosenkarki Rosetty Tharpe, które słychać przez cały seans, a które wypełniają wdzięcznie i dźwięcznie nasze uszy i rozbrzmiewają w duszy Poirot. Najlepiej Śmierć na Nilu ogląda się, kiedy Branagh rezygnuje z wyidealizowanego, przedobrzonego CGI, przez które Egipt wygląda jak po liftingu i kiedy skłania się ku swoim bohaterom oraz fabule. Gdyby więc Brytyjczyk miał większą swobodę (głównie finansową) i pozwolił wszystkim poczuć prawdziwe pustynne, palące piaski i promienie słońca, to jego najnowszy film oglądałoby się z o wiele większą przyjemnością.

Ocena Kasi: 6/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook