poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Ojciec bomby, niszczyciel światów – „Oppenheimer (2023)”

 fot. movies.universalpictures.com

Zakończenie II Wojny Światowej nie przyniosło oczekiwanych efektów – choć na moment przerwało ówczesny stan rzeczy, to otworzyło jednocześnie w XX-wiecznej historii świata nowy rozdział. Konsekwencje rozpoczętej wtedy „ery atomu” (ang. atomic age) unoszą się w powietrzu po dziś dzień, a brzemię i wina za wszystko uderzyły w Roberta Oppenheimera niczym odłamki po wybuchu, zaś ciężar reperkusji jaki odczuwał już do końca swego życia, okazał się dla niego największą, niewysłowioną karą.

Oppenheimer (2023)
reż.: Christopher Nolan
scen.: Christopher Nolan
wyst.: Cillian Murphy, Emily Blunt, Robert Downey Jr., Matt Damon, Josh Hartnett, Florence Pugh, Rami Malek,

Podczas II Wojny Światowej, amerykański fizyk, J. Robert Oppenheimer (Cillian Murphy) zostaje zrekrutowany i zaangażowany przez amerykański rząd do nadzorowania prac nad tajnym projektem „Manhattan”, którego celem jest skonstruowanie  pierwszej na świecie bomby atomowej. Dyrektor projektu, generał Lesile Groves (Matt Damon), zatwierdza wybraną przez mężczyznę specyficzną lokacje (rozległa pustynia Los Alamos, Nowy Meksyk) jednak nie kryje, że realizacja tego przedsięwzięcia w pełni spoczywa na barkach naukowców – muszą pracować niestrudzenie, niemal dzień i noc, by zbudować broń masowego rażenia, zanim uprzedzą ich naziści. Przy szalejącej w tle wojnie i narastających problemach osobistych, Oppenheimer decyduje się na przekroczenie granic – społecznych, moralnych i w końcu swoich własnych – nie upłynie jednak dużo czasu, nim konsekwencje jego działań i poświęcenia sprawie, uderzą w niego ze zdwojoną siłą.

fot. movies.universalpictures.com

Oppenheimer to film biograficzny napisany i wyreżyserowany przez Christophera Nolana, w oparciu o biografię „Amerykański Prometeusz: Triumf i tragedia Roberta Oppenheimera” autorstwa Kai Bird i Martina J. Sherwina. Dzięki znanemu Brytyjczykowi, klasyczna i mało zaskakująca formuła tzw. biopicu ulega gruntownym zmianom i podważa swoje dotychczasowe jestestwo, wprowadzając w swoje ciasne ramy elementy dramatu sądowego i thrillera oraz wielowarstwowe spojrzenie na życie, decyzje, błędy, osiągnięcia i wady „ojca bomby atomowej”, czyniąc z najgłośniejszej premiery roku, film na wskroś angażujący i fascynujący, zniuansowany i kompletny, pomimo (a może właśnie dzięki) słusznej długości metrażu. Christopherowi Nolanowi udaje się na poziomie samego scenariusza zainteresować widza i wciągnąć go z łatwością w opowiadaną historie, a za pomocą najwyższej klasy technicznego zaplecza, praktycznych efektów specjalnych, rewelacyjnej pracy kamery i zdjęć, zatrzymać w sali kinowej na trzy godziny, oraz – co w tym wszystkim najlepsze i najważniejsze – zmusić do głębokiej refleksji. Tak naprawdę, za to ostatnie, powinniśmy reżyserowi dziękować najbardziej.

Oppenheimer - zwiastun

Zakończenie II Wojny Światowej nie przyniosło oczekiwanych efektów – choć na moment przerwało ówczesny stan rzeczy, to otworzyło jednocześnie w XX-wiecznej historii świata nowy rozdział. Konsekwencje rozpoczętej wtedy „ery atomu” (ang. atomic age) unoszą się w powietrzu po dziś dzień, a brzemię i wina za wszystko uderzyły w Roberta Oppenheimera niczym odłamki po wybuchu, zaś ciężar reperkusji jaki odczuwał już do końca swego życia, okazał się dla niego największą, niewysłowioną karą. I właśnie to jest dla Christophera Nolana – zaraz obok zdarzeń towarzyszących i poprzedzających powstanie bomby – kluczowe i znaczące. To główny bohater i targające nim myśli oraz emocje są w centrum zainteresowania reżysera i one stanowią największą atrakcję, bo przedstawione zostały wręcz wybitnie; to zdecydowanie najbardziej „ludzki” film reżysera, skupiający świadomie całą swoją energię na jednym, wyjątkowym człowieku i jego przeżyciach.

Największe oklaski zatem i owacje na stojąco w kategorii aktorskiej należą się Cillianowi Murphy’emu, ponieważ Irlandzki aktor ukazał tytułowego bohatera z ogromną dozą szacunku i zrozumienia; jego zatroskane, pełne napięcia spojrzenie zostanie z nami jeszcze długo po zakończonym seansie – to właśnie w nim wyrażone zostały wszystkie obawy naukowca, któremu na barki zrzucono losy całego świata. Tragiczna, niemal szekspirowska w wydźwięku postać Oppenheimera, który walczy z przeznaczeniem i zdaje się być skazany na okrutny i niesprawiedliwy los, to dla Murphy’ego rola życia, na którą opłacało się czekać. Nie można pominąć w pochwałach Roberta Downey’a Jr., który znakomicie ukazał dwulicową naturę Lewisa Straussa i słusznie powinien zostać mianowany największym czarnym charakterem tej filmowej historii, oraz nie można zapomnieć o Emily Blunt i Florence Pugh, mimo, że scenariusz dla tych dwóch aktorek nie przewidział zbyt wiele – nie licząc kapitalnie zagranej sceny przesłuchań, w większości momentów stanowią jedynie romantyczne tło (pierwsza) i pretekst do kilku scen seksu (druga), co, biorąc pod uwagę powyższe, jest nieco rozczarowujące, prędzej jednak można pomyśleć, że jest to oznaka minionych czasów przedstawionych w filmie, niż faktycznych reżyserskich upodobań

Christopherowi Nolanowi udało się w swoim Oppenheimerze udowodnić po raz kolejny, że jest reżyserem szalenie ambitnym i wytrwałym, potrafiącym stworzyć kompleksowe, wielowarstwowe, inteligentne, najwyższej klasy kino; jego filmowa wizja jest strategią i chłodną kalkulacją, dzięki której jest w stanie trzygodzinny film oparty głównie na dialogach przemienić w satysfakcjonujący i pasjonujący seans, który wbija w fotel i zmusza do myślenia.

Ocena Kasi: 10/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook