Ekranowe hity i kity okiem Katarzyny Boruckiej. „Spencer”
Nasza zaprzyjaźniona filmoznawczyni sprawdziła jak w rolę księżnej Diany wcieliła się Kristen Stewart. Jeśli też jesteście ciekawi tego filmu to koniecznie przeczytajcie tę recenzję!
Trzy dni smutku, lata rozpaczy
Spencer (2021)
reż.: Pablo Larraín
scen.: Steven Knight
wyst.: Kristen Stewart, Timothy Spall, Jack Farthing, Sean Harris, Sally Hawkings
Lata 90. Księżna Diana (Kristen Stewart) razem ze swoją rodziną – mężem, księciem Karolem (Jack Farthing) i synami, Williamem i Harry’m – jedzie do Sandringham House, wiejskiej rezydencji, gdzie co roku, razem z królową Elżbietą II, spędza święta Bożego Narodzenia. Relacje między małżonkami stają się coraz bardziej napięte – romans Karola z Camilą Parker przestaje powoli być tajemnicą i spędza księżnej sen z powiek. Co więcej, po dziesięciu latach bycia częścią rodziny królewskiej, przemęczona i zdezorientowana Diana ma dość życia na świeczniku. Żadna z małych rzeczy już jej nie cieszy, ciągła kontrola potęguje poczucie osaczenia, jedynie czego pragnie to spokój, cisza i chwila tylko dla siebie. Spotykamy ją więc w jednym z najgorszych i najtrudniejszych momentów w jej życiu, który jest jednak trafnym punktem wyjścia dla filmu Pablo Larraína.
Chilijski reżyser pięć lat temu zaprezentował nam jedne z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Ameryki – zamach na 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych, Johna F. Kennedy’ego – oczami nie byle kogo, bo żony prezydenta, Jacqueline Kennedy. Jackie (2016) była próbą zmierzenia się z nagłą śmiercią męża i przytłaczają reakcją całego świata wdzianej z perspektywy wdowy. Spencer zaś to okazja do opowiedzenia historii o apogeum królewskiego ucisku, który na swych wątłych barkach dźwigała żona księcia Walii. I choć to nie pierwszy raz, kiedy spotykamy się z tragiczną historią Diany Spencer, to być może jest to pierwszy raz, gdzie wybrzmiewa ona bardziej… ludzko.
Nikomu nie trzeba przypominać jak wyglądało życie Królowej ludzkich serc. Większość z nas, mniej lub bardziej, zaznajomiona jest z tym z czym przyszło się mierzyć Dianie, kiedy w 1981 roku poślubiła księcia Karola. Z tego samego założenia wychodzi reżyser – zamiast skupiać się na początkach relacji księżnej z następcą brytyjskiego tronu, postanawia wrzucić nas w sam środek historii. Spędzamy z Dianą zaledwie trzy dni, jednak ten krótki czas wystarczy, by w pełni zrozumieć co przesądziło o jej smutnym losie.
Technicznie i narracyjnie, obraz Larraína porusza się na różnych płaszczyznach i opowiada historie Diany poprzez trzy formy kadrowania. Mamy niezliczone zbliżenia na jej twarz – kamera tęsknie szuka jej smutnego spojrzenia i zaszklonych, pełnych lęku oczu. Kiedy nie widzimy jej z bliska, jesteśmy tuż za nią; podążamy krok w krok, widząc tylko wątłą, wychudzoną sylwetkę i lekko zgarbione plecy. Gdy nie jesteśmy już w stanie jej śledzić, obserwujemy ją w planie ogólnym, gdzie przytłoczona jest blichtrem i elegancją brytyjskiej wyższej klasy – raz pod postacią luksusowych wnętrz sypialni i wykwintnych potraw, raz samą królewską rezydencją i otaczającymi zewsząd wielkimi przestrzeniami. Jedyną ucieczką od tego świata są dla niej dzieci i garderobiana, ciepła i serdeczna Maggie (czarująca Sally Hawking), która wydaje się być dla przemęczonej księżnej prawdziwą ostoją. Wszak, w rzeczywistości w której rządzi królowa matka, wszystko jest utrapieniem – beznamiętna, wspólna kolacja i świąteczne zdjęcia, sztywny harmonogram dnia czy specjalnie wyselekcjonowane i zatwierdzone jeszcze przed przybyciem ubrania. Rodzina królewska nie żyje przyszłością – dla nich przeszłość to teraźniejszość. W filmie Spencer, tam gdzie zaczyna się kult tradycji, tam kończy się nadzieja na jutro –największą wagę ma tylko to, co było wczoraj. Bez możliwości na bycie spontaniczną i naturalną, Diana nie ma szans na przeżycie – i jest tego w pełni świadoma.
Gdy będziecie oglądać najnowszy film Larraína, z miejsca uderzy was jak wiele empatii dla postaci Diany niesie ze sobą i jak fantastyczna jest w nim muzyka. Między melancholijnymi dźwiękami przeplata się subtelny jazz, wszystko zaś brzmi jakby grało na zmianę w duszy księżnej. Reżyser przedstawił uczciwy portret Lady Di – stopniowo pożeranej od środka przez zazdrość, żal i głęboką samotność. Ukazał w sposób uniwersalny niepewną kondycje kobiety we współczesnym świecie – bez odwagi, miłości, wsparcia i zrozumienia, z ciężkim bagażem doświadczeń i w toksycznym środowisku, przy stale rosnącej presji oraz bez realnej pomocy, kobiety psychicznie umierają: ich potrzeby są po prostu wymazywane, a jakakolwiek pozycja zwyczajnie zanika.
Największym błędem przy opisywaniu filmu Pablo Larraína byłoby pominiecie jego największej gwiazdy – Kristen Stewart. Po raz pierwszy od dawna oglądanie jej na dużym ekranie nie wiązało się z męką czy niekomfortowym poczuciem zażenowania. W końcu udało się jej zrzucić ciężar nieznośnej i irytującej Belli ze Zmierzchu i pokazać coś więcej, bez charakterystycznej, męczącej maniery. Nie można odmówić jej wspaniale wyćwiczonego akcentu, i konsekwencji w tworzeniu tak wymagającej roli. Stewart zanika wręcz w roli Diany i widać, że wniosła ze swojej strony dużo ciężkiej, intensywnej pracy. Postać Lady Di wymagała od niej ogromnej wrażliwości, subtelności i zrozumienia. Z czułością i szacunkiem obeszła się z legendą i mitem jakim za życia stała się księżna Walii. Przyglądając się niegasnącym zachwytom ze strony krytyków i publiczności nad jej kreacją, można śmiało oczekiwać, że będzie jedną z tych aktorek, które w przyszłym roku słusznie zawalczą o nagrodę Akademii.
Spencer Pablo Larraína, gdyby momentami nie atakował dosłownością, to chwytałby za serce jeszcze mocniej. Odstrzeliwanie królewskich bażantów, alegorie z nimi związane czy wprowadzenie postaci ducha (nieco na wzór tych wigilijno-Dickensowskich) jest kompletnie niepotrzebne, bo film i bez tego jest bardzo dobry. Sprawdza się jako psychologiczne studium powolnego rozpadu jednostki, ale też jako metaforyczna, nieco senna, wysublimowana wizualnie baśń o księżniczce, która – choć bardzo się starała – nie potrafiła żyć długo i szczęśliwie.
Ocena Kasi: 8/10
autor: Katarzyna Borucka
O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.
Najnowsze artykuły
- Opolscy policjanci w Auschwitz: Seminarium o prawach człowieka i przeciwdziałaniu dyskryminacji
- Opolska policjantka zdobywa złoty i srebrny medal w biegach przełajowych!
- Policja ratuje "złotego ptaka" z rąk 68-letniego kłusownika
- Brutalny atak w Opolu: dwaj mężczyźni zatrzymani za usiłowanie zabójstwa
- Harcerze na służbie w Szkocji