niedziela, 28 kwietnia 2024

Ekranowe hity i kity. „Belfast”

Ogromnie polecamy wam Belfast – czarno-białe małe arcydzieło, które zbiera pozytywne recenzje na całym świecie i słusznie nominowane jest do Oscarów za najlepszy film roku.

Dziecięca perspektywa dorosłego świata

Belfast (2022)
reż.: Kenneth Branagh
scen.: Kenneth Branagh 
wyst.: Caitriona Balfe, Judi Dench, Jamie Dornan, Ciarán Hinds, Colin Morgan, Josie Walker, Jude Hill,

1969 rok. Mały chłopiec, uśmiechnięty, blond-włosy Buddy (urzekający i ujmujący w każdym kadrze Jude Hill) dorasta w niewielkiej irlandzkiej dzielnicy, w Belfaście. Dorasta w momencie, kiedy jego miasto podzielone jest przez nieustające, brutalne walki protestantów i katolików (sławny konflikt polityczny w Irlandii Północnej, tzw. The Troubles) i kiedy jego rodzina – ze względów ekonomicznych i politycznych właśnie – stoi przed trudną decyzją opuszczenia miasta. Chłopiec dorasta, poznając uroki życia: doświadcza pierwszego zauroczenia w koleżance z klasy, zaczyna na własnej, dziecięcej skórze rozumieć znaczenie słowa „bunt” i próbuje rozeznać się w czarno-białym (dosłownie i w przenośni) niedostępnym świecie dorosłych. Wyczekuje powrotów pracującego za wodą ojca (Jamie Dornan), uważnie wysłuchuje rad babci i dziadka (absolutnie wspaniali Judi Dench i Ciarán Hinds), śledzi zachodzące wokół zmiany i nastroje. Jakiekolwiek jednak przeszkody by się nie pojawiły, Buddy niesie ze sobą wspaniałą, emanującą na wszystkie strony radość życia, naturalną ciekawość świata, typową, chłopięcą naiwność oraz znaną nam wszystkim dziecięcą bojaźliwość. Wszystko to, co odczuwa i przeżywa każdego dnia, składa się na pięknie wyreżyserowaną, skrupulatnie i z wrażliwością opowiedzianą historię małego chłopca, który obserwuje i przeżywa  otaczający go świat – najmocniej i najlepiej jak potrafi.

Reżyser Kenneth Branagh, urodzony w Belfaście w 1960 roku, miał dokładnie dziewięć lat, kiedy razem ze swoimi najbliższymi opuścił rodzinne strony, by uniknąć coraz większej eskalacji protestów i coraz gorszych konsekwencji protestancko-katolickich konfliktów. Nie można nie zauważyć, że jego najnowszy film, Belfast, pozwala mu nie tyle rozliczyć się z czasami być może mglistego dzieciństwa, co właściwie z perspektywy czasu spojrzeć na ten ułamek historii i jego życia, raz z dystansu, a raz z dozą czułości i zrozumienia. Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że małoletni Buddy uosabia wyobrażenia Branagh’a o sobie samym i pozwala mu przedstawić siebie takiego, jakim siebie zapamiętał. Niezależnie od motywacji i intencji reżysera, mamy do czynienia z pięknym i dojrzałym filmem – zarówno w treści, jak i w warstwie wizualnej.

Chwalić można wiele reżyserskich czy scenariuszowych decyzji (za wszystkie oficjalnie odpowiada Brannagh), jednak gdyby nie zebrani na planie aktorzy, wydźwięk historii byłby inny, a dobre wrażenie być może o wiele mniejsze. Jamie Dornan, zyskał sławę przede wszystkim dzięki nieszczęsnej serii filmowej 50 twarzy Greya, cieszy więc, że po raz kolejny wychodzi mu  odrzucanie przypiętej przez to łatki aktora jednej roli, aktora określonego, ograniczonego typu. Brannagh powierzył mu zagranie roli ojca dwóch dorastających synów, niepewnej swych decyzji głowy rodziny i oddalonego od bliskich męża, a Dornan wywiązał się z zadania znakomicie. W rodzicielskim duecie niezaprzeczalnie jednak na ekranie „rządzi” Caitriona Balfe jako mama Buddy’ego. Jest połączeniem cech, które znamy z własnego podwórka: niekończącej się matczynej miłości, ciepłego i czułego spojrzenia; odwiecznego strachu o przyszłość i los swoich pociech oraz najbliższych. Jej postać ma w sobie pewną surowość, która miesza się z wszystkim, co już opisane; to matka z krwi i kości – kiedy trzeba, wymagająca, innym razem walcząca jak lwica, by ostatecznie, pod koniec dnia, uronić łzy nad tym, na co wpływu kompletnie nie ma.

Umieszczenie dziecka jako głównego obserwatora i komentatora jakiegokolwiek konfliktu – politycznego, ekonomicznego czy zbrojnego – zawsze niesie ze sobą pytania o słuszność takiego wyboru i potencjalne oskarżenia o ckliwość czy przesadny sentymentalizm. Próżno jednak szukać tego w Belfaście Kennetha Branagh’a, bo w tym przypadku otrzymujemy to, co najważniejsze: dzięki dziecięcemu spojrzeniu Buddy’ego czujemy niegasnącą nadzieję i optymizm, nawet w najgorszych i najcięższych chwilach. Niezwykle trudno patrzeć na ten film w oderwaniu od bieżących zdarzeń w Ukrainie, szczególnie gdy jego polska premiera zbiegła się z rosyjską agresją na naszych sąsiadów. Choć skala oraz poziom okropieństwa i okrucieństwa jest nieporównywalny, to film rzeczywiście uderza w struny, które częściowo rozbudziła wieść o wojnie, więc seans bywa trudny i niekomfortowy. Szczęśliwie, pozwala jednak zdać sobie sprawę, że po każdej burzy naprawdę pojawia się słońce. Ogromnie bym chciała, czego życzę sobie i wam, żeby nasze obawy i strachy, zamieniły się w ufność równą tej, z jaką Buddy wita nowy każdy dzień.

Ocena Kasi: 8/10

autor: Katarzyna Borucka

O autorce: Kasia to wielka miłośniczka kina i zwierząt. W Opolu ukończyła Kulturoznawstwo na specjalności filmoznawczo-teatrologicznej oraz Filmoznawstwo i Wiedzę o Nowych Mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie studiów aktywnie uczestniczyła kulturalnym życiu Opola i Krakowa, m.in. pracując w Teatrze im. Jana Kochanowskiego, pisząc dla festiwalu Etiuda&Anima czy zajmując się obsługą kina w czasie Kraków Film Festival. Uwielbia amerykańskie kino, szczególnie kino klasyczne oraz kino nowej przygody.

Facebook